-To co… Za miesiąc lecimy do
Ameryki?
-Ha! No pewnie!
-Będziemy za tobą tęsknić –
wtrąciła babcia.
-Ja za wami też, ale będę pisał –
uspokajałem babcię.
-Trzymam cie za słowo wnusiu.
-A jak z Pawłem? Rozmawiał na ten
temat z rodzicami? – Zapytał wujek.
-Powiedzieli, że to całkiem dobry
pomysł, więc się zgodzili.
-A Iza? Co z Izą? Mówiłeś jej o
tym, że wylatujemy z Polski?
-Tak, mówiłem.
-I co?
-Leci z nami!
-To super – z uśmiechem
odpowiedział wujek. Jeszcze miesiąc i na własne oczy zobaczę Amerykę.
-A tak w ogóle to do jakiego miasta
lecimy?
-Do LA
-Gdzie?
-Do Los Angeles.
-Nieźle!
-A no… A Radek, jeszcze jedno, Iza wie co tam
zamierzasz robić i co robiłeś tutaj?
-Właśnie jest taki problem, że
jeszcze jej nie powiedziałem.
-Może to i lepiej. Bardzo chce
studiować tą medycynę w Ameryce?
-Nigdy
nie widziałem u niej takiego błysku w oku, gdy o tym mówiła.
-Może powiesz
jej to dopiero w LA
-Zastanawiałem
się nad tym.
-I?
-I nie mam
pojęcia. Nie chce jej skrzywdzić i zostawić na lodzie.
-Dobra, powiemy
jej dopiero tam. – Cała nasza trójka była cholernie podekscytowana tym, że wylatujemy
z Polski. W końcu od zawsze marzyliśmy o tym żeby zobaczyć jak to wszystko
wygląda na żywo. Męczyła mnie jedna sprawa. Iza. Cholernie się bałem jej
reakcji i nie wiedziałem co biedna wtedy zrobi, bo była by tam kompletnie sama.
Z Pawłem zapomnieliśmy o jednym. Bezimiennemu nie powiedzieliśmy, że wylatujemy
z Polski. Zadzwoniłem do niego i odwiedziliśmy naszego starego pracodawcę.
-Pukaj, mam
nadzieję, że tylko nas nie pozabija za to, że rezygnujemy. – Drzwi się
otworzyły, gdy tylko uderzył za pierwszym razem.
-Co jest?
Przecież on ma zawsze zamknięte drzwi…
-Coś tu nie gra.
– Wchodziliśmy powoli i po cichu do pomieszczenia, w którym zawsze siedział
Bezimienny. Tętno nam szalało jak nigdy, baliśmy się. Stało się, zabili
Bezimiennego. Myślałem, że się porzygam jak zobaczyłem rozbryzg krwi po strzale
w głowę.
-Ja pierdolę!
Kurwa! Bezimienny! Co teraz? Kruk kurwa, co robimy?
-No przecież ci
kurwa na policję nie zadzwonię!
Pogotowie też nic nie zdziała.
- Chcesz go tak
po prostu zostawić?!
-A masz kurwa
jakiś inny wybór?!
-Sprawdźmy tylko
czy zabrali towar i pieniądze. Za tamtym obrazem jest dziura w ścianie,
zajrzyj. – Ściągnąłem obraz, pusto. Zrabowali wszystko.
-Nic tu nie ma.
Joker spierdalajmy stąd póki jeszcze nas sprzątną.
-Coś ty, raczej
już zdążyli uciec. – Jak na zasraną złość, otworzyły się drzwi, jakiś mężczyzna
krzyczał do drugiego.
-Cezary
poczekaj! Zapomniałem zabrać jego zegarek!
-Ja pierdole! Na
chuj ci jego zegarek?
-Trofeum.
-Jesteś
pojebany.
-Szybko chowaj
się – szeptał Paweł – nie było zbytnio gdzie. Schowałem się za drzwiami, a ten
idiota pod biurkiem Bezimiennego. Wszedł. Łysy skurwiel. Poczułem napływ
adrenaliny żeby go zabić gołymi rękami, koło mnie stał kij basseball’owy, gdy
podszedł do biurka, chwyciłem go, po cichutku się zakradłem i z całej siły
uderzyłem go w tył głowy. Padł jak lalka. Wyleciał mu rewolwer. czterdzieści cztery Magnum
S&W (Smith&Wesson). Wujek miał z takim zdjęcie.
-Coś ty kurwa
narobił?!
-Wolałeś dostać
kulkę w łeb?
-Pewnie że kurwa
nie!
-To nie marudź.
Wyjdziemy tylnym oknem. – Poszliśmy, ale nie mogłem sobie odpuścić tego
drugiego. Siedział w samochodzie i palił papierosa. Musiałem coś z nim zrobić,
nie wybaczyłbym sobie tego, że pozwoliłem im od tak zabić Bezimiennego. Gówno
mnie obchodziło, który pociągnął za spust, obaj tam byli, więc obaj byli winni.
-Poczekaj.
-Radek! Radek! Kurwa!
Co ty odpierdalasz? Radek! - Podbiegłem
do samochodu, wyciągnąłem broń, odbezpieczyłem i zanim pociągnąłem za spust
pożegnałem go słowami „To za Bezimiennego skurwysynu”. Zastrzeliłem go. Nagle
uderzyła we mnie moralność i wciąż zadawałem sobie pytanie co ja właśnie przed
chwilą zrobiłem? Nagle stałem się mordercą. Paweł nie mógł uwierzyć, że to
zrobiłem, wciąż mną szarpał, coś tam krzyczał. Chyba kazał uciekać. Byłem w
szoku.
Nie wiem kiedy dotarłem do domu. Byłem
załamany. Zabiłem człowieka. Myślałem o Izie, o tym że będę ją dotykał rękami
splamionymi krwią. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Siedziałem w swoim
pokoju przy oknie.
-Co jest
chłopaku? Czym się tak denerwujesz? Lotem?
-N.. n.. nie,
nie lotem.
-To co jest
grane? – Pokazałem wujkowi broń. Mało mu oczy nie wyskoczyły jak to zobaczył.
-Kupiłeś broń?
Postradałeś zmysły?! Jeszcze przyniosłeś ją do domu! Geniusz!
-Nie kupiłem
jej!
-To skąd ją
masz? Od Bezimiennego?!
-Można tak
powiedzieć.
-Można tak
powiedzieć? Co jest kurwa grane?
-Bezimienny nie
żyje.
-Zastrzelił się?
-Nie! Zabili go.
A ja zabiłem ich.
-Co? Ty?
Pociągnąłeś za spust? Ja pierdole.
-Ilu?
-Jeden w tył
głowy dostał kijem, drugi dostał kulkę między oczy.
-Jezu! Radek!
Musisz się opanować i być mężczyzną. Teraz już nie będziesz miał ucieczki od
tej drogi.
-Wiem wujku. Nie
tak to wszystko miało wyglądać.
-Taka już jest
ta praca. Czego się spodziewałeś? Jeszcze nie raz będziesz zmuszony pociągnąć
za spust. Teraz rozluźnij swój zwieracz i opanuj się. Bo jak będziesz chodził
taki zdołowany jakby cie wyruchało stado murzynów, to momentalnie ciocia z
babcią zaczną zadawać pytania.
-Daj mi chwilę.
-Dobra. –
Pojebana sprawa. Zjadała mnie od środka. Zmęczyła mnie ta akcja. Położyłem się
spać z nadzieją, że to wszystko ze mnie zejdzie i odetchnę. Zapomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz