sobota, 21 września 2013

Rozdział VIII

-To co… Za miesiąc lecimy do Ameryki?
-Ha! No pewnie!
-Będziemy za tobą tęsknić – wtrąciła babcia.
-Ja za wami też, ale będę pisał – uspokajałem babcię.
-Trzymam cie za słowo wnusiu.
-A jak z Pawłem? Rozmawiał na ten temat z rodzicami? – Zapytał wujek.
-Powiedzieli, że to całkiem dobry pomysł, więc się zgodzili.
-A Iza? Co z Izą? Mówiłeś jej o tym, że wylatujemy z Polski?
-Tak, mówiłem.
-I co?
-Leci z nami!
-To super – z uśmiechem odpowiedział wujek. Jeszcze miesiąc i na własne oczy zobaczę Amerykę.
-A tak w ogóle to do jakiego miasta lecimy?
-Do LA
-Gdzie?
-Do Los Angeles.
-Nieźle!
 -A no… A Radek, jeszcze jedno, Iza wie co tam zamierzasz robić i co robiłeś tutaj?
-Właśnie jest taki problem, że jeszcze jej nie powiedziałem.
-Może to i lepiej. Bardzo chce studiować tą medycynę w Ameryce?
-Nigdy nie widziałem u niej takiego błysku w oku, gdy o tym mówiła.
-Może powiesz jej to dopiero w LA
-Zastanawiałem się nad tym.
-I?
-I nie mam pojęcia. Nie chce jej skrzywdzić i zostawić na lodzie.
-Dobra, powiemy jej dopiero tam. – Cała nasza trójka była cholernie podekscytowana tym, że wylatujemy z Polski. W końcu od zawsze marzyliśmy o tym żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda na żywo. Męczyła mnie jedna sprawa. Iza. Cholernie się bałem jej reakcji i nie wiedziałem co biedna wtedy zrobi, bo była by tam kompletnie sama. Z Pawłem zapomnieliśmy o jednym. Bezimiennemu nie powiedzieliśmy, że wylatujemy z Polski. Zadzwoniłem do niego i odwiedziliśmy naszego starego pracodawcę.
-Pukaj, mam nadzieję, że tylko nas nie pozabija za to, że rezygnujemy. – Drzwi się otworzyły, gdy tylko uderzył za pierwszym razem.
-Co jest? Przecież on ma zawsze zamknięte drzwi…
-Coś tu nie gra. – Wchodziliśmy powoli i po cichu do pomieszczenia, w którym zawsze siedział Bezimienny. Tętno nam szalało jak nigdy, baliśmy się. Stało się, zabili Bezimiennego. Myślałem, że się porzygam jak zobaczyłem rozbryzg krwi po strzale w głowę.
-Ja pierdolę! Kurwa! Bezimienny! Co teraz? Kruk kurwa, co robimy?
-No przecież ci kurwa na policję nie zadzwonię!  Pogotowie też nic nie zdziała.
- Chcesz go tak po prostu zostawić?!
-A masz kurwa jakiś inny wybór?!
-Sprawdźmy tylko czy zabrali towar i pieniądze. Za tamtym obrazem jest dziura w ścianie, zajrzyj. – Ściągnąłem obraz, pusto. Zrabowali wszystko.
-Nic tu nie ma. Joker spierdalajmy stąd póki jeszcze nas sprzątną.
-Coś ty, raczej już zdążyli uciec. – Jak na zasraną złość, otworzyły się drzwi, jakiś mężczyzna krzyczał do drugiego.
-Cezary poczekaj! Zapomniałem zabrać jego zegarek!
-Ja pierdole! Na chuj ci jego zegarek?
-Trofeum.
-Jesteś pojebany.
-Szybko chowaj się – szeptał Paweł – nie było zbytnio gdzie. Schowałem się za drzwiami, a ten idiota pod biurkiem Bezimiennego. Wszedł. Łysy skurwiel. Poczułem napływ adrenaliny żeby go zabić gołymi rękami, koło mnie stał kij basseball’owy, gdy podszedł do biurka, chwyciłem go, po cichutku się zakradłem i z całej siły uderzyłem go w tył głowy. Padł jak lalka. Wyleciał mu rewolwer. czterdzieści cztery Magnum S&W (Smith&Wesson). Wujek miał z takim zdjęcie.
-Coś ty kurwa narobił?!
-Wolałeś dostać kulkę w łeb?
-Pewnie że kurwa nie!
-To nie marudź. Wyjdziemy tylnym oknem. – Poszliśmy, ale nie mogłem sobie odpuścić tego drugiego. Siedział w samochodzie i palił papierosa. Musiałem coś z nim zrobić, nie wybaczyłbym sobie tego, że pozwoliłem im od tak zabić Bezimiennego. Gówno mnie obchodziło, który pociągnął za spust, obaj tam byli, więc obaj byli winni.
-Poczekaj.
-Radek! Radek! Kurwa! Co ty odpierdalasz? Radek!  - Podbiegłem do samochodu, wyciągnąłem broń, odbezpieczyłem i zanim pociągnąłem za spust pożegnałem go słowami „To za Bezimiennego skurwysynu”. Zastrzeliłem go. Nagle uderzyła we mnie moralność i wciąż zadawałem sobie pytanie co ja właśnie przed chwilą zrobiłem? Nagle stałem się mordercą. Paweł nie mógł uwierzyć, że to zrobiłem, wciąż mną szarpał, coś tam krzyczał. Chyba kazał uciekać. Byłem w szoku.
    Nie wiem kiedy dotarłem do domu. Byłem załamany. Zabiłem człowieka. Myślałem o Izie, o tym że będę ją dotykał rękami splamionymi krwią. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Siedziałem w swoim pokoju przy oknie.
-Co jest chłopaku? Czym się tak denerwujesz? Lotem?
-N.. n.. nie, nie lotem.
-To co jest grane? – Pokazałem wujkowi broń. Mało mu oczy nie wyskoczyły jak to zobaczył.
-Kupiłeś broń? Postradałeś zmysły?! Jeszcze przyniosłeś ją do domu! Geniusz!
-Nie kupiłem jej!
-To skąd ją masz? Od Bezimiennego?!
-Można tak powiedzieć.
-Można tak powiedzieć? Co jest kurwa grane?
-Bezimienny nie żyje.
-Zastrzelił się?
-Nie! Zabili go. A ja zabiłem ich.
-Co? Ty? Pociągnąłeś za spust? Ja pierdole.
-Ilu?
-Jeden w tył głowy dostał kijem, drugi dostał kulkę między oczy.
-Jezu! Radek! Musisz się opanować i być mężczyzną. Teraz już nie będziesz miał ucieczki od tej drogi.
-Wiem wujku. Nie tak to wszystko miało wyglądać.
-Taka już jest ta praca. Czego się spodziewałeś? Jeszcze nie raz będziesz zmuszony pociągnąć za spust. Teraz rozluźnij swój zwieracz i opanuj się. Bo jak będziesz chodził taki zdołowany jakby cie wyruchało stado murzynów, to momentalnie ciocia z babcią zaczną zadawać pytania.
-Daj mi chwilę.
-Dobra. – Pojebana sprawa. Zjadała mnie od środka. Zmęczyła mnie ta akcja. Położyłem się spać z nadzieją, że to wszystko ze mnie zejdzie i odetchnę. Zapomnę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz