sobota, 21 września 2013

Rozdział VI

    Dziewiętnasty marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt dziewiątego roku. Urodziny. Ha! Żeby to były tylko urodziny. To osiemnaste urodziny! Pamiętam ten dzień. W końcu jak tu nie pamiętać dnia, w którym człowiek staje się dorosłym, odpowiedzialnym za swoje czyny.
       Gdy tylko wstałem rano, by zrobić sobie herbatę, ciocia z babcią od razu się na mnie rzuciły z życzeniami. Byłem taki szczęśliwy z powodu radości każdej z nich. Na dodatek babcia upiekła ciasto. Posiedzieliśmy wspólnie kilka godzin przy albumie ze zdjęciami. Potem wykrzyczałem, że chce mieć własny samochód. Ciocia obiecała, że trochę nauczy mnie podstaw, gdzieś poza miastem. Potem sobie powiedziałem, że jak już będę miał prawo jazdy, to znalazłem kolejną przykrywkę co do mojej czarnej roboty. Będę szoferem jakiegoś nadzianego gościa, ale tylko na wakacje. Bo wciąż skupiam się na szkole. Koło siedemnastej przybiegł do mnie, Paweł, pełen energii.
-To co, Radziu? Biegniemy opijać, nie?
-A jakże by inaczej?! Gdzie reszta chłopaków?
-Przed blokiem.
-A dziewczyny?
-Oj nie martw się! Też są!
-To lecimy. – Wkrótce dotarliśmy do baru. Świetnie się bawiliśmy. Na dodatek chłopaki nie zaprosili tylko paczki, z którą mam rewelacyjny kontakt. Przyszło jeszcze dwóch chłopaków z dziewczynami i jedna prześliczna dziewczyna, którą widziałem pierwszy raz. Od razu nas sobie przedstawiono.
-Radek, to jest Iza, Iza to jest Radek. – Zamurowało mnie. Ten uśmiech. Spojrzenie. W jednej chwili straciłem grunt pod nogami i zrobiły się miękkie jak wata. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Ten ciemno-niebieski kolor oczu podkreślał jej słodką, niewinną twarz. Jej piękny, śnieżny, skromny uśmieszek, rozpalał płomień w moim sercu. W jednej chwili z chłopaka, który tłumi w sobie emocje, zrobił się romantyk, który nie kryje się z uczuciami. Dziś wiedziałem żeby nie przesadzić z alkoholem, chciałem być na tyle trzeźwy, żeby jej nie spłoszyć i złapać z nią jak najlepszy kontakt. Czas leciał. Robiło się późno. W końcu Iza rzuciła, że musi już iść, bo obiecała, że wróci przed drugą w nocy. Powiedziałem, że ją odprowadzę, ostrzegła mnie, że na piechotę to półtora godziny drogi. Odpowiedziałem jej, że mi to nie przeszkadza, w końcu chciałem ją poznać. Więc wyszliśmy z baru.
-A więc, Radek, co zamierzasz robić w przyszłości?
-A wiesz, że się nad tym nie zastanawiałem? Póki co chce jak najlepiej się uczyć, zdać maturę z bardzo dobrym wynikiem, a potem wujaszek coś mi kiedyś mówił, że chce abym poleciał z nim do USA i tam studiował.
-Do Ameryki?! Łał! To super! Zawsze marzyłam żeby się tam udać.
-Tak, ja też to obrałem za marzenie, jeszcze w podstawówce.
-Czyli jednak masz jakiś plan na przyszłość!
-Haha! A no to można tak powiedzieć, a co z Tobą? Jakie ty masz plany? Myślałaś już nad tym?
-Tak. Uwielbiam wylatywać myślami daleko w przód. Ja chciałabym być pisarką.
-Pisarką?
-Tak! Pisarką. W końcu wszyscy mi mówią, że mam do tego talent. Nie umiem w to już zwątpić, skoro z polskiego mam same piątki z wypracowań.
-Ładnie. Zamurowało mnie powiem ci szczerze.
-Ale dlaczego?
-Ponieważ zawsze podziwiałem autorów. Pokażesz mi kiedyś swoje prace? Dzieła?
-Haha, z pewnością. Jeśli tylko masz ochotę. – Temat się nie kończył. Droga leciała bardzo szybko. Oboje sobie przypadliśmy do gustu, śmialiśmy się, flirtowaliśmy, miała mnie za przystojniaka i patrzyła na mnie takim spojrzeniem, które mówiło mi, że z pewnością chciałaby więcej. Wiedziałem, że to będzie coś między nami. Nie wiem kiedy z Grodzkiej znaleźliśmy się na Kamienickiej, ale nadszedł czas żeby się pożegnać.
-To tutaj mieszkam.
-To już?
-Tak, też się dziwię, że tak szybko zleciało. To pewnie dlatego, że masz coś w sobie.
-Jeśli ja cię czymś zaczarowałem, to nie powiem jak ty zadziałaś na mnie.
-Słodki jesteś – Pocałowała mnie.
-Dobranoc.
-Dobranoc – Byłem w niebo wzięty! Od razu wiedziałem, że to jest ta, z którą chciałbym spędzić życie. Byłem taki zamyślony i zakręcony na jej punkcie, że nawet nie wiem kiedy doszedłem do domu. Zbliżała się czwarta kiedy kładłem się do łóżka. Świetny wieczór. Nie mogłem zasnąć. Wciąż myślałem o jej wyglądzie. A jej głos? Mamo! Mam nadzieję, że miałaś podobny i że zadbasz o to, żeby ta dziewczyna była moją połówką. Wiem, że kłamstwa co do pracy nie dają tobie i ojcu powodów do dumy, ale wiecie, że mimo zawodu jestem czułym synkiem, który was kocha. 
Następnego dnia po szkole poszliśmy z Pawłem do Bezimiennego.
-Panowie! Mam dla was nowe zadania. Skończyłem z tym malutkim gówienkiem, czas na więcej zysku! – Spodobał nam się zapach większej ilości kasy.
-Jeśli koniec z zielenią, to co ją zastąpi? – Pytał Paweł.
-Joker.. Panie R, Jezu. Wkurwia mnie to jak tak na ciebie mówię. Pan R. Chujowo. Musimy ci wymyślić ksywkę. Masz jakiś pomysł Joker?
-W sumie. Zawsze jak coś dla ciebie nosi trzyma się cienia, ciemności. Unika ludzi. Niczym kruk.
-Kruk! Wykurwiście! Ma czarne włosy jak smoła, więc pasuje. Dobra. Do rzeczy! Zaczniecie nosić dla mnie witaminę C
-Od kiedy jesteś aptekarzem? – zapytałem.
-Tępaku! Śnieg, biała dama.
-Nie jarze.
-Weź mu powiedz, bo nie wytrzymam!
-Kokaina – szepnął mi na ucho Paweł.
-Po ile to chodzi? – Spytałem.
-dwadzieścia tysięcy złotych za tabletkę. (Na dzisiejsze dwieście złotych za gram.)
-Nieźle!
-A więc skombinujcie sobie jakieś garnitury i teczki. Będzie to w taki sposób nosić. Nikt was nie złapie. Zaczniecie od jutra. Tymczasem macie zaliczkę. – dał nam po dwa tysiące złotych. (Na dzisiejsze.) Od razu wiedziałem, że te pieniądze wydam na jakiś prezent i kwiaty dla Izy.
    Najpierw pobiegłem kupić kwiaty, potem srebrny łańcuszek. Nie patrzyłem na cenę. Wiem, że nie zostało mi dużo po zakupie łańcuszka, ale zamierzałem go dać trochę później. W końcu nie znaliśmy się jakoś szczególnie długo. Wyszedłem z Izą wręczyłem kwiaty, rzuciła mi się na szyję. Mimo, że to było tyle lat temu, wciąż pamiętam jej zapach perfum, wciąż przenosi mnie to do raju. Na dodatek tamtego wieczoru chodziliśmy za rękę. Pierwszy raz czułem coś tak poważnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz