piątek, 20 września 2013

Rozdział III

     No i poszedłem z edukacją dalej, podstawówka pięć-osiem, przez dwa lata nie było ze mną problemów w tej szkole. Byłem prymusem w klasie i nie wyśmiewano mnie, bo w końcu cała klasa nie miała w dupie edukacji. Nauczyciele byli bardzo zadowoleni z naszej klasy, a pozostałe klasy próbowały nam dorównać. W pewnym momencie złapałem smykałkę do interesów, zacząłem odrabiać zadania domowe za pieniądze. Nie brałem dużo, a przychodziło dużo ludzi, może i nie miałem zbytnio dużo czasu wolnego dla siebie, ale nie obchodziło mnie to.
      W końcu to wszystko mi się znudziło, już mi się nie chciało przykładać do nauki. Chodziłem po szkole i obserwowałem tam ludzi, rozchmurzałem tych smutnych, wkurzałem tych spokojnych, dziwne, ale tylko to mi się podobało na tych szarych korytarzach, w tych szarych klasach przy tych szarych nauczycielach. W końcu postanowiłem poznać kogoś starszego, od tamtej pory popadam tylko w same tarapaty, ale mam go za najlepszego przyjaciela. Świetnie mi się z nim spędza czas. Mamy ze sobą kontakt do teraz. Chociaż na początku myślałem, że nigdy nie przypadnę mu do gustu.
-Cholera! – Tłukł pięścią w ścianę.
-Ej! Chłopie! Co jest? Mogę ci jakoś pomóc, zanim zrobisz dziurę w ścianie?
-Nie! Spieprzaj stąd młodziaku. – Spojrzał na mnie ze zgrozą. Prawie mnie przekonał do ucieczki, ale wiedziałem, że potrzebuje pomocy i będzie chciał ją dostać.
-Zadanie domowe?
-To ty robisz zadania za małą opłatą?
-No tak!
-Cwaniak z ciebie. Ile chcesz?
-Spoko, mogę to zrobić za darmo, tylko powiedz jak się nazywasz.
-Paweł. Mówią na mnie Joker, bo znam parę sztuczek z kartami i wciąż się uczę od dziadka, by znać jeszcze więcej! A Ty? Jak się nazywasz?
-Radek.
-Bez ksywki?
-A no bez.
-Nienawidzę matmy. Jak to zrobisz, to nie wiem… Będę ci cholernie wdzięczny! – Zajęło mi to piętnaście minut. Nie potrafił uwierzyć. Wytłumaczyłem mu to i owo, i dostał piątkę za zadanie domowe. Był taki zadowolony, że mógłby dla mnie zrobić wszystko. Natomiast jego kumple z klasy nie byli tacy zadowoleni, że odrobiłem jego zadanie domowe. Starszym zawsze odmawiałem. Gdy tylko skończyłem szkołę, szedłem do szarlotki, w której miała czekać na mnie ciocia, a kumple Pawła zaczekali na mnie i w końcu w zaułku mnie dopadli. Zaczęli mną popychać, latałem od jednego do drugiego, zauważyłem Pawła, miałem nadzieję, że mi pomoże, ale dołączył się do swoich kumpli.
-Patrzcie kto przylazł! To co? Pomagasz nam, czy sami mamy sobie z nim poradzić?
-Jeszcze pytacie? Ja bym kota zostawił?! – Wiem, że było mu głupio. Widziałem to po nim, ale nie chciał wyjść na ciotę. Cóż… Ja też nie, dlatego gdy mnie popchnięto po raz ostatni, wziąłem zamach, z rozpędem uderzyłem prostym w twarz, chłopak aż poleciał na plecy i nie wstawał do końca bójki, znów pełen adrenaliny, zobaczyłem że biegnie na mnie kolejny kumpel Pawła. Sprzedałem mu solidnego kopa w jaja, aż podskoczył, jęczał z bólu jakby był niedorozwinięty, w końcu rzuciło się na mnie dwóch, przytrzymali mnie i Guciu przywódca całej akcji, zaczął bić mnie po brzuchu i twarzy. Dziwił się, że jeszcze nie wydusiłem z siebie łez. Bił mnie, Paweł się przyglądał, znienawidziłem ludzi w tamtym momencie, miałem do niego żal, w końcu ze złości wykorzystałem dwóch chłopaków, podparłem się o ich ramiona i kopnąłem Gucia w twarz, stracił przy tym dwa zęby. Reszta zaczęła uciekać, a Paweł był pełen podziwu. Już zaciskałem pięść, żeby mu przywalić, kiedy się odezwał:
-Nieźle jak na kota. Byłem pewien, że nie dasz rady nawet jednemu. Całkiem nieźle jak na kujona, potrzebny nam ktoś taki jak ty.
-Goń się! – Wiedział, że chce mieć z nim dobry kontakt, nie odpuszczał. W końcu zapomnieliśmy o tej całej bójce, przeprosiliśmy siebie i tak właśnie zaprzyjaźniłem się z Pawłem i zyskałem nowych kumpli, Gucia, Rudego, Żółtego, Gumę i Piotrka. Piotrek mieszkał w tej samej wsi co ja. Dziwnym trafem nigdy go nie widziałem. W końcu chłopaki zaczęli się zjeżdżać do Piotrka i bawiliśmy się wspólnie. Nigdy się już nie biliśmy. Wszystko robiliśmy wspólnie. Nawet jak zmienili szkoły, nie zapomnieliśmy o sobie. Lecz mi w końcu przyszło opuścić Galowice i przeprowadzić się do Wrocławia. Nie smuciłem się, bo zamieszkałem w tym samym bloku co Paweł. Mogliśmy spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu.
     Ciocia z babcią też lubiły Pawła. W końcu poza jego głupimi pomysłami, był bardzo pomocnym chłopakiem. Paweł moją historię, a raczej historię o moich rodzicach usłyszał dopiero jak wprowadziłem się do Wrocławia. Najwyraźniej go zamurowało, nie potrafił wydusić z siebie słowa, dziwiło go to, że ja wyszedłem bez najmniejszego zadrapania z tego wypadku. Gdy pokazałem mu gazetę z tamtego dnia rozpłakał się. Nigdy nie myślałem, że piętnastolatek może wzruszyć się czyjąś historią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz