Bagdad. Irak. Wysiadam z wojskowego
helikoptera wraz z agentem CIA - Ronem Jacksonem. Powiedzieli, że pojedziemy do
pałacu w konwoju.
-Co…
Perełki z CIA tak? – Odezwał się kapral prowadzący Hummera. Spojrzałem na niego
krzywym okiem. – Dobra. Ty nie. Ale od tamtego biurokracją kurwi na kilometr.
Co on tu w ogóle robi?
-Mamy
zadanie.
-Ściśle
tajne, ta, ta… Wiem. Z resztą chuj mnie to. Jak się nazywasz?
-Kruk.
Tyle Ci wystarczy.
-Jackson.
-Co?
Mówiłeś coś jeszcze? Bo jakieś coś mnie zagłuszyło – Drażnił się z Ronem
kapral.
-A
ty jak się nazywasz? Kapralu. – zapytałem go.
-David
Bruski. Zaraz. Kruk. Ten Kruk z LA?
-Jesteś
z oddziału Kittena?
-Ta.
-Pewnie
Paweł już wam trąbił o mnie.
-Nie.
Ale to ja mu dziarę robiłem na plecach.
-Ty?
-Ma
się talent, nie? – Przez dłuższy czas zapanowało milczenie.
-Tylko
spójrz na ten napis na ciężarówce.
-„Nie
wjeżdżaj na mnie” i co?
-To
jest diabelsko wkurwiające i żenujące.
-Fakt.
-A
wiesz co jest jeszcze bardziej żenujące?
-Nie…
Ale pewnie mi powiesz.
-A
powiem, bo to kurwa musi być powiedziane. Za ten wóz musiałem dopłacił 800
dolców, pomalować go. Silnik też co chwilę się pierdoli. Części przysyłają
tyle, że ledwie starcza na trzy konwoje. No po prostu chuj strzela w tym
wojsku. Jeszcze też mamy pokurwionych sierżantów, ale ja nic nie mówiłem. Sami
to zobaczycie.
-Ooo!
Nareszcie zaistniałem dla ciebie kapralu – wtrącił Ron.
-Tak?
Cóż. Wyglądasz na wielką cipę, ale nie będę oceniał cip po zapachu.
-Pierdol
się. – zacząłem się śmiać. W takiej atmosferze już dojeżdżaliśmy do pałacu.
Jeden z drugim wciąż się cisnął. Dojechaliśmy.
-Chodźcie
za mną. Nasz oddział już czeka z ojcem chrzestnym.
-Ojcem
chrzestnym?
-No.
Tak nazywamy generała.
-Rozumiem.
– Weszliśmy do pomieszczenia, w którym mieliśmy ogłosić z generałem plan
działania.
-Słuchajcie
panowie. – powiedział generał. Tylko w chuj mnie dziwiło to, że mówi szeptem.
Po następnych słowach zorientowałem się, że on ma taki głos. Pewnie miał raka
gardła, czy coś. – Nasi goście dostali zadanie z góry, żeby ująć dziś pięciu
ważnych członków od Al-Kaidy. Operacja wciąż była przekładana z tego względu,
że agent Jackson, pomagał panu Krukowi na zdobycie kontaktu i zaufania tych oto
ludzi. Dziś w nocy o 2:30 odbędzie się fikcyjna wymiana broni. Waszym zadaniem
panowie będzie osłona naszych gości. Mają wrócić do swoich domów cali i zdrowi.
Zrozumiano?
-Tak
panie generale! – odpowiedzieli chórem żołnierze.
-Jakieś
pytania?
-Tak
panie generale. Gdzie ma dojść do spotkania?
-W
górach.
-Dostaniemy
snajperów? – Wtrącił Joker.
-Tak.
Jednego. – milczenie. – Wszystko?
-Tak.
-To
zalecam wam panowie zdrzemnąć się przed wylotem. A, proszę się nie martwić. Polecicie
z samochodem w helikopterze. Łatwiej wam będzie dojechać.
-Tak
jest. – Zasalutował i odszedł. My poszliśmy do samochodu i znów mieliśmy jechać
w konwoju. Tym razem do bazy. Droga nie była długa, przegadana w całości. Każdy
z nich trąbił o tym jakby to nie było im teraz w kraju i czego to by nie zjadł.
No, o panienkach też musieli gadać. Bez tego to by się nie obeszło. Gdy
dojechaliśmy i wyładowaliśmy się z samochodu, Paweł wziął mnie na chwile żeby
pogadać co tam u mnie w domu.
-Jak
Jay i Anabell?
-Mała
już chodzi i mówi. A Jay wciąż się nią opiekuje. Niedługo pójdzie do pierwszej
klasy.
-Jak
ten czas leci… A co tam u Izy? Natalii? I że tak powiem Rapidów? – Zacząłem się
śmiać, że nawet nie wie jak mają na nazwisko.
-U
państwa Rapidów dobrze. U Izy też. Zajmuje się dziećmi. Mam nadzieję, że da
sobie radę z nimi.
-Oj
da… Znasz Izę najlepiej i jeszcze w nią wątpisz? Stary. Ta kobieta jak jest
przy dzieciach, to nawet największe zło będzie dobrem, więc nie ma szans, żeby
twoje dzieciaki rozrabiały.
-Masz
rację.
-No.
A co tam…
-U
twojej panny?
-No
– odpowiedział z uśmiechem i patrzył na mnie z zaciekawionym wzrokiem, ale nie
miałem dla niego dobrych informacji.
-Cóż…
Każą jej tu przylecieć…
-Co?!
Tu?!
-Tak
do Iraku.
-Kurwa.
To wcale nie jest dobrze.
-Mówiła,
że dobrze zarobi, więc o tyle się cieszyła.
-Chuj
z pieniędzmi. Ważniejsze jej zdrowie.. Życie.
-Będzie
dobrze stary. A teraz choć. Muszę odespać trochę, bo jak się zaraz nie
zdrzemnę, to w nocy będę trupem stary.
-Tak,
tak. Pewnie. Chodź do namiotu. – Wszyscy poszli spać.
Godzina 1:15 startujemy z lotniska
helikopterem. W ciągu 45 minut mieliśmy być u celu. 2:03 wysiadamy z
helikoptera w miejscu spotkania. Jesteśmy okryci wzgórzami. My natomiast
jesteśmy w dolinie. Chłopaki pobiegli się ukryć. My czekaliśmy z samochodem i
pustymi skrzyniami na to, aż przyjadą nasze cele. 2:34 nadjeżdżają. Cztery
samochody i od chuja ludzi. Po sześciu w każdym. Jest ich prawie trzy razy
więcej, ale to my mamy snajpera. Najpierw jeden z nich powiedział coś po
kurdyjsku. Myślałem, że będziemy w dupie, ale Ron coś odpowiedział. W końcu
jeden z Irakijczyków machnął do drugiego. Ten znowuż owinięty chustą podchodzi
do nas i odzywa się w angielskim języku.
-Macie
to po co tu przyjechaliśmy.
-Tak,
a wy?
-Podniósł
rękę i podbiegło dwóch ludzi z walizkami. Cztery walizki do pełna zapełnione
dolarami. Sprawdziliśmy czy nie są podróbkami.
-Sierżancie.
Z samochodu wychodzi niezidentyfikowana osoba. Ma głowię owiniętą chustą.
-Ilu
dokładnie widzisz celów?
-Z
dwudziestu czterech ludzi. Sześciu przy
każdym samochodzie. Zaparkowane jeden za drugim.
-Dobra
panowie. Plan jest taki. Jak tylko Kruk da znak snajperowi wchodzimy do akcji.
Jack weźmie kolesia w chuście, a my samochody. Ja z Jokerem walimy w tych na
końcu, reszta w tych od początku. Na trzy w tym samym czasie mamy otworzyć
ogień. Zrozumiano?
-Tak
sierżancie.
Zamknąłem
walizki i pokiwałem do Jacksona a on pokiwał do mnie. W tym samym czasie facet
ściąga zakrycie głowy, a my tylko czekamy, aż chłopaki zaczną strzelać.
Zacząłem się denerwować czemu to się jeszcze nie dzieje. Prowadzę, gościa do
skrzyni.
-Sierżancie.
Wszystkie cele zidentyfikowane. Kruk prowadzi główny cel do skrzyń. Ma blond
włosy.
-Zmień
cel! Zmień cel! Powtarzam! Zmień cel. Kruk da radę.
-Cel
w trzecim samochodzie! Powtarzam. Cel w trzecim samochodzie!
-Słyszeliście panowie. Raz. Dwa. Trzy!
-Słyszeliście panowie. Raz. Dwa. Trzy!
Kurwa
dlaczego wciąż nie strzelają? Zaraz. Nasz główny cel nie miał blond włosów! To
nie on miał dokonać transakcji. To podpucha. Kurwa! Gdzie jest główny cel?!
Kurwa. Muszę coś wymyślić. Ogłuszę go. Stoi za naszym samochodem. Schyla się do
bagażnika. Wtedy poczułem okazję i przyjebałem mu drzwiami w głowę. Nie padł za
pierwszym razem, więc powtórzyłem czynność. W tym samym momencie padł strzał.
Zaczęło się napierdalanie. Wyciągnąłem swoją broń. Zanim się wychyliłem,
praktycznie było już po akcji. Ściągnąłem dwóch ostatnich.
-Sierżancie!
3 cele zlikwidowane, ale samochód spierdala!
-Joker,
Gówniany! Do samochodu! Goncie go!
-Najpierw
pozbądźmy się wrogów! – krótka wymiana ognia, samochód już daleko.
-CZYSTO!
Do samochodu!
-Gówniany!
Za kółko! Joker! Pinokio! Na pakę! Gazu! – wrzeszczał sierżant.
Gdy
zorientowałem się, że ściągnąłem dwóch ostatnich, jeden z samochodów już był
daleko. Pomyślałem sobie, że jesteśmy w dupie, ale wtedy chłopaki szybko się
zebrali i ruszyli w pościg.
-Sierżancie.
Co tak długo? – Zapytał Ron.
-Nie
byliśmy pewni czy wszystkie cele są na miejscu. A co? Nasrał pan w gacie?
-Prawie.
-Długo
za biurkiem?
-W
sumie to nie. – Po 10 min zobaczyliśmy wracający samochód.
-Gówniarze
dwa do dowódcy Gówniarzy. Odbiór.
-Tu
dowódca Gówniarzy. Co jest panowie? Odbiór.
-Zadanie
wykonane.
-Przyjąłem.
Już wysyłam po was helikopter.
-Tylko
gazem! Pinokio jest ranny. Powtarzam. Jeden z naszych oberwał!
-Zrozumiałem.
Bez odbioru. – Sierżant i Gówniany pilnował głównego celu. Bruski przybiegł i
zajął się Pinokiem.
-Wyjdziesz
z tego stary! Słyszysz!
-Słyszę.
Nie drzyj się kurwa, bo mi bębenki pękną.
-Jak
się czujesz?
-A
jak mam się czuć? Koleś prawie mi odstrzelił jaja! Jak ty byś się czuł?
-Chujowo!
– zaczął się wrednie śmiać.
-Wszędzie
skurwysyny – powiedział Pinokio.
Padły strzały. Ludzie Al-Kaidy zaczęli
zbiegać ze wzgórz.
-Kurwa!
Kryć się! Kryć się! Za tamte skały! Gówniany bierz go. Joker, Nowy weźcie
osłaniajcie Bruskiego z Pinokiem. Spierdalamy stąd!
-Z
przyjemnością! – Biegaliśmy wśród strzałów. Siedzieliśmy pod kurewsko silnym
ostrzałem.
-Gówniarze
dwa, do dowódcy gówniarzy! Odbiór! – cisza. Dłuższa wymiana ognia. Bruski
opatruje Pinokia. Po pięciu minutach wrócił do strzelania. – GÓWNIARZE DWA, DO
DOWÓDCY GÓWNIARZY! ODBIÓR! – wciąż strzały i nowi ludzie wciąż zbiegają. –
GÓWNIARZE DWA, DO DOWÓDCY GÓWNIARZY! ODBIÓR!
-Nie
pierdol, że zostaliśmy tu sami! – powiedział Ron
-No
kurwa raczej! – Odpowiedział mu Gówniany.
-Ja
pierdole! Zaraz mi się skończy amunicja! – Krzyczy Joker.
-Spierdalajmy
stąd! Granaty dymne i do samochodów! – Powiedział Bruski.
-Zaraz!
Kuleczka wołaj jeszcze raz!
-GÓWNIARZE
DWA, DO DOÓWDCY GÓWNIARZY! ODBIÓR DO KURWY NĘDZY!
-Tu
dowódca gówniarzy. Odbiór.
-Jesteśmy
pod ostrzałem! Odbiór!
-Powtórz.
Nie zrozumiałem. Odbiór.
-JESTEŚMY
POD OSTRZAŁEM!
-Zrozumiałem
-PROSIMY
O POZWOLENIE DO UCIECZKI! NIE UTRZYMAMY SIĘ TU DWIE MINUTY DŁUŻEJ!
-Odmawiam.
-Że
co kurwa?! Chcą żebyśmy kurwa poumierali?! – Powiedział Joker.
-Najwidoczniej
powiedział Pinokio.
-MAMY
TU KURWA UMIERAĆ?! Odbiór!
-Wytrzymajcie
jeszcze 10 min.
-NIE
MAMY KURWA DZIESIĘCIU MINUT!
-Za
dziesięć minut będzie wsparcie. Bez odbioru.
-Ja
pierdole!
-Panowie
granaty dymne! I do samochodów!
-A
co z Pinokiem?
-O
mnie się nie martw! Będę mógł nawet za wami biec!
-JAZDA,
JAZDA! – wrzeszczy sierżant. – wybuchło
sporo dymu i biegniemy do samochodów. Ładujemy się i spierdalamy stamtąd.
Wyjeżdżamy już z doliny i wjeżdżamy na płaski teren.
-BlackBird
zero-osiem! Tu Gówniarze Dwa. Poruszamy się w białych terenówkach. Musieliśmy
uciekać. Odbiór.
-Tak,
widzimy was. Podchodzimy do lądowania. Odbiór.
-Szybko
nie mamy czasu! Bez odbioru. – Wysiedliśmy z samochodu i wylądował helikopter.
Wbiegliśmy do niego z naszym celem i zaczęliśmy wracać do bazy. Wkurwieni
wszyscy na Maksa.
-Zginęlibyśmy
tam do kurwy nędzy! – Wrzeszczy Bruski.
-No
co ty jebiesz człowieku! – Walnął Joker.
-Spokój
panowie. Dolecimy to pójdę do sztabu i opierdole co to miało znaczyć. – I
zrobił tak jak powiedział.
-Pułkowniku!
-Tak
sierżancie?
-Co
to miało być?!
-Ale
co?
-Wołaliśmy
o kontakt przez 15 minut. A następnie powiedzieliście, że mamy zostać na
przegranych miejscach. Mieliśmy tam zginąć?!
-Jakoś
się wam udało stamtąd ujść z życiem.
-Bo
nie zastosowałem się do rozkazu!
-Że
co?!
-Nie
mieliśmy szans. Dokonaliśmy odwrotu samochodami którymi przyjechali ludzie
Al-Kaidy!
-Twoi
ludzie wraz z panem sierżancie zostajecie zawieszeni w działaniach. Jeszcze
sierżancie poniesiecie konsekwencje za niewykonanie rozkazu. Coś jeszcze?
-Nie
pułkowniku.
Wrócił
do nas Kitten.
-I
co? – pyta Joker.
-Jesteśmy
zawieszeni. – odpowiedział mu sierżant
-Że
co kurwa?! Mieliśmy tam umierać tak?! – Zapytał Pinokio.
-Na
to wychodzi.
-Kurwa!
– Wrzeszczy Bruski
-Coś
jeszcze powiedzieli? – Zapytał Nowy
-Tsa.
Prawdopodobnie poniosę jakąś karę i pójdę na rozprawę.
-PIERDOLENIE!
– wrzasnął agent CIA – Zajmę się tym sierżancie.
-Dzięki
Ron.
-Agencie!
-Tak?
-Wcale
nie jest pan taką pizdą, jaką od pana wiało w samochodzie. – Powiedział Bruski.
Agent się tylko uśmiechnął i wyszedł z namiotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz