11
lipca 1997r. Wciąż tkwię w szpitalu. Jedyne co mnie pociesza to zdjęcie Jaydena
i wizyty Izy i Pawła. Wciąż mam koszmary, ale co w tym dziwnego? Każdy człowiek
tak reaguje na wieść, że najbliższy członek jego rodziny nie żyje… To już
trzeci tydzień. A ponoć jego stan już był stabilny! I ja mam wierzyć, że ja
stąd kurwa wyjdę cało?! Wciąż się kurwa nie mogę ruszyć, trafia mnie szlag,
wybucham złością, rzuciłbym czymś co mam pod ręką, ale nawet nie mogę wykonać
agresywnego ruchu, bo zaraz paraliżuje to moje ciało. Nie chcą mi udzielić
wieści o Morello, bo nie jestem jego członkiem rodziny, a pewnie jego stan jest
kiepski. Co to za szpital do chuja? Dlaczego nie leżę w szpitalu, w którym
pracuje Iza! Kurwa! Dlaczego?! Leże w bezruchu jak pieprzony worek kartofli.
Patrzę w sufit i chce mi się płakać, bo nawet nie będzie mnie na pogrzebie
wujka. Na dodatek będę musiał polecieć do Polski i powiadomić ciocię i babcię,
że wujek nie żyje. Wybuch gazu w mieszkaniu? Cholera. Muszę coś wymyślić.
Wszedł mój lekarz na sale.
Wszedł mój lekarz na sale.
-Jak
samopoczucie panie Polansky?
-Zajebiście,
leże tu jak worek kartofli, mojego wujka nie utrzymaliście przy życiu, kurwa.
Świetnie. Dobrze, że jeszcze pozwalacie na odwiedziny, bo bym ze świrował.
-Proszę
się uspokoić.
-Po
co tu w ogóle pan przyszedł?
-Mam
dobre i złe wieści.
-Co
znowu!?
-Dobre
wieści są takie, że wyjdzie pan za cztery dni.
-A
złe?
-Nie
wyjdzie pan o własnych siłach…
-Co
ty pieprzysz… Możesz jaśniej doktorku?
-Resztę
życia spędzi pan na wózku.
-Że
co?!
-Przykro
mi.
-Przykro
ci?! Tobie jest przykro?! To ja nigdy nie zagram z synem w piłkę! To ja nigdy
więcej nie będę go nosił na barana! Na dodatek jak podrośnie to on się będzie
opiekował mną, a nie ja nim! Co to za życie! Na dodatek tobie jest przykro?
Tobie chuj do tego doktorze! To nie pan przesiedzi całe życie na dupsku! –
Wyszedł. A we mnie? Wrzask. Świat stracił urok. Zacząłem płakać, bo co ja teraz
mogłem dać synkowi? Co ja mu mogę teraz zapewnić?! Jestem pieprzonym workiem
kartofli! Chciałbym, żeby to był zły sen, chciałbym żeby to był zły sen!
-Radek!
Radek! – przebudziłem się z wrzaskiem, cały mokry. – Co ci się śniło? W każdym
razie, to tylko sen! Jestem przy tobie.
-Śniło
mi się, że będę kaleką na całe życie. Że wujek nie żyje…
-Że
ja nie żyje? – Usłyszałem głos wujka! Nie możliwe! Nie mogłem w to uwierzyć.
-Wujek?!
-Ten
sen musiał być kurewsko realny. – kiedy wujek się nabijał, do sali wszedł
Paweł.
-Hej,
hej żołnierzu! Leż, nie salutuj, hehe.
-Skurwysyn!
Jak zawsze musisz sobie ze mnie jaja robić, co nie Paweł?
-No
a jak! Powiedz lepiej jak się czujesz.
-Świetnie.
Leże tu sobie jak kupa gówna i bucham
radością.
-Cały
Kruk… W największym mroku trzyma swoje poczucie humoru w sercu. Podziwiam cie
bracie.
-Dzięki.
Ale jeśli, to był sen, to znaczy, że mogę chodzić?!
-Pewnie,
że tak! – odparła Iza.
-Czyli
zagram z Jaydenem w piłkę?! Wezmę go na barana! Jak dobrze się obudzić z
koszmaru!
-Na
dodatek wychodzisz za cztery dni! Pamiętasz?
-Pamiętam!
A tak w ogóle co z Morello?
-Nie
ma nogi, ale żyje. Strasznie to przeżył. Wiem to, ale zachowuje ogromne
opanowanie. Chyba postradał zmysły. Nigdy nie był taki spokojny. – informował
mnie wujek.
-Wiadomo
kto zorganizował zamach?
-Rapid
wciąż działa, ale ludzie gadają, że to młody Gravano. Na dodatek teraz trzęsie
portkami i szuka sojuszników u innych rodzin. Na razie Leone i Valenti są nam
lojalni. Reszta uległa Gravano. Gassisi jest neutralny, pilnuje swoich
interesów. Pistone i Fontane już zrobili kilka akcji na nasze dystrybucje, ale
nie udało się im pokrzyżować planów. Dopóki nie wyjdziesz ze szpitala, nic nie
możemy zrobić.
Następnie temat się zmienił, pogawędziliśmy
trochę. Wszyscy się rozeszli, a ja zamierzałem wytrzymać te cztery dni i zająć
się interesami. Na dodatek cholernie tęskniłem za Jaydenem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz