czwartek, 3 października 2013

Rozdział XIX

     11 lipca 1997r. Wciąż tkwię w szpitalu. Jedyne co mnie pociesza to zdjęcie Jaydena i wizyty Izy i Pawła. Wciąż mam koszmary, ale co w tym dziwnego? Każdy człowiek tak reaguje na wieść, że najbliższy członek jego rodziny nie żyje… To już trzeci tydzień. A ponoć jego stan już był stabilny! I ja mam wierzyć, że ja stąd kurwa wyjdę cało?! Wciąż się kurwa nie mogę ruszyć, trafia mnie szlag, wybucham złością, rzuciłbym czymś co mam pod ręką, ale nawet nie mogę wykonać agresywnego ruchu, bo zaraz paraliżuje to moje ciało. Nie chcą mi udzielić wieści o Morello, bo nie jestem jego członkiem rodziny, a pewnie jego stan jest kiepski. Co to za szpital do chuja? Dlaczego nie leżę w szpitalu, w którym pracuje Iza! Kurwa! Dlaczego?! Leże w bezruchu jak pieprzony worek kartofli. Patrzę w sufit i chce mi się płakać, bo nawet nie będzie mnie na pogrzebie wujka. Na dodatek będę musiał polecieć do Polski i powiadomić ciocię i babcię, że wujek nie żyje. Wybuch gazu w mieszkaniu? Cholera. Muszę coś wymyślić.
     Wszedł mój lekarz na sale.
-Jak samopoczucie panie Polansky?
-Zajebiście, leże tu jak worek kartofli, mojego wujka nie utrzymaliście przy życiu, kurwa. Świetnie. Dobrze, że jeszcze pozwalacie na odwiedziny, bo bym ze świrował.
-Proszę się uspokoić.
-Po co tu w ogóle pan przyszedł?
-Mam dobre i złe wieści.
-Co znowu!?
-Dobre wieści są takie, że wyjdzie pan za cztery dni.
-A złe?
-Nie wyjdzie pan o własnych siłach…
-Co ty pieprzysz… Możesz jaśniej doktorku?
-Resztę życia spędzi pan na wózku.
-Że co?!
-Przykro mi.
-Przykro ci?! Tobie jest przykro?! To ja nigdy nie zagram z synem w piłkę! To ja nigdy więcej nie będę go nosił na barana! Na dodatek jak podrośnie to on się będzie opiekował mną, a nie ja nim! Co to za życie! Na dodatek tobie jest przykro? Tobie chuj do tego doktorze! To nie pan przesiedzi całe życie na dupsku! – Wyszedł. A we mnie? Wrzask. Świat stracił urok. Zacząłem płakać, bo co ja teraz mogłem dać synkowi? Co ja mu mogę teraz zapewnić?! Jestem pieprzonym workiem kartofli! Chciałbym, żeby to był zły sen, chciałbym żeby to był zły sen!
-Radek! Radek! – przebudziłem się z wrzaskiem, cały mokry. – Co ci się śniło? W każdym razie, to tylko sen! Jestem przy tobie.
-Śniło mi się, że będę kaleką na całe życie. Że wujek nie żyje…
-Że ja nie żyje? – Usłyszałem głos wujka! Nie możliwe! Nie mogłem w to uwierzyć.
-Wujek?!
-Ten sen musiał być kurewsko realny. – kiedy wujek się nabijał, do sali wszedł Paweł.
-Hej, hej żołnierzu! Leż, nie salutuj, hehe.
-Skurwysyn! Jak zawsze musisz sobie ze mnie jaja robić, co nie Paweł?
-No a jak! Powiedz lepiej jak się czujesz.
-Świetnie.  Leże tu sobie jak kupa gówna i bucham radością.
-Cały Kruk… W największym mroku trzyma swoje poczucie humoru w sercu. Podziwiam cie bracie.
-Dzięki. Ale jeśli, to był sen, to znaczy, że mogę chodzić?!
-Pewnie, że tak! – odparła Iza.
-Czyli zagram z Jaydenem w piłkę?! Wezmę go na barana! Jak dobrze się obudzić z koszmaru!
-Na dodatek wychodzisz za cztery dni! Pamiętasz?
-Pamiętam! A tak w ogóle co z Morello?
-Nie ma nogi, ale żyje. Strasznie to przeżył. Wiem to, ale zachowuje ogromne opanowanie. Chyba postradał zmysły. Nigdy nie był taki spokojny. – informował mnie wujek.
-Wiadomo kto zorganizował zamach?
-Rapid wciąż działa, ale ludzie gadają, że to młody Gravano. Na dodatek teraz trzęsie portkami i szuka sojuszników u innych rodzin. Na razie Leone i Valenti są nam lojalni. Reszta uległa Gravano. Gassisi jest neutralny, pilnuje swoich interesów. Pistone i Fontane już zrobili kilka akcji na nasze dystrybucje, ale nie udało się im pokrzyżować planów. Dopóki nie wyjdziesz ze szpitala, nic nie możemy zrobić.
      Następnie temat się zmienił, pogawędziliśmy trochę. Wszyscy się rozeszli, a ja zamierzałem wytrzymać te cztery dni i zająć się interesami. Na dodatek cholernie tęskniłem za Jaydenem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz