Bliskie
spotkanie ze śmiercią, ale nie błagałem o litość. Stawiałem czoła wyzwaniu,
chodziłem na rehabilitacje, nie dawałem bezsilności za wygraną. 28 maja 1997r.
Pełen zdrowia i siły. Za równy miesiąc
roczek mojego syna. Śliczny chłopak z oczami matki, nosi imie Jayden. Nasz mały
super-bohater. Na kogo dzieciaku wyrośniesz? Obyś nie szedł w ślady ojca i
faktycznie został kimś, ale nie w taki sposób jak twój tatuś. Ludzie rozpoznają
mnie na ulicy, kłaniają się, składają wyrazy szacunku. Stałem się wpływowym
człowiekiem ze względu na Morello. Cholernie często ostatnio jestem u jego
boku.
Pawła przenieśli do bazy wojskowej w LA.
Zadanie? Wyszkolić żołnierzy na świetnych strzelców. Czy się da? Raczej wątpię.
Paweł urodził się z bronią w ręku, jego ojciec z dziadkiem byli myśliwymi. Więc
pewna ręka i precyzyjne strzelanie mają już w genach. Nigdy mu nie dorównają.
Lecz kto wie, w końcu trening czyni mistrza. Pomimo to cieszyłem się z tego, że
częściej będę go widział i nie będzie szkolił tylko w bazie wojskowej, ale i w
rezydencji Morello. Ostatnio interesy idą w złą stronę i w LA robi się
niebezpiecznie. Każdy chce mieć jak największe wpływy. Wiedziałem do czego to
biegnie. Musiało do tego dojść. Zbyt długo każda głowa w tej grze siedziała za
cicho, ale to była cisza przed burzą. Szef już ma swoje lata, ale z roku na rok
ma coraz większy łeb na karku. Nie byliśmy jakoś ważni w tej całej grze, sieć
pięciogwiazdkowych hoteli, mała dystrybucja narkotykami, kilka kasyn w Las
Vegas, nie było ciężko, dopóki każda z rodzin nie zapragnęła zgarnąć całe
terytorium LA dla siebie. Morello… Jak kiedyś był wulgarny i porywczy, tak
teraz jest oazą spokoju i niedaje się wyprowadzić z równowagi.
-Kruk
ostatnimi czasy nasze interesy wyglądają krucho. Gravano Junior przejął władzę po ojcu. Od
tego czasu zaczęła się wojna między głowami rodzin. Jr. Zabrał nam 3 hotele i
sporo innych interesów rodzin jak: Gassisi, Leone, Pistone, Valenti, Fontane.
Teraz każda rodzina próbuje jakoś odzyskać swoje wpływy i atakuję kolejną. To jest
prawdziwa wojna. Tracimy pieniądze. Te trzy hotele nam nie płacą. Valenti i
Fontane przejęli nasze kasyna w Las Vegas, mamy jeszcze tylko kilka restauracji
w Nowym Jorku, dwie w LA i kilka Hoteli w LA. Na dodatek Gassisi organizuje
napady na nasze dystrybucję narkotyków. Teraz zwołanie głów rodzin nie pomoże,
musisz zacząć działać. Zacznij szukać sobie ludzi na ulicy, takich którzy ci
się przydadzą i przyniosą sporo zysków nam wszystkim.
-Rozumiem
szefie. Znajdę swoich ludzi, każdy będzie awansował na wyższe rangi, by
zwalniali miejsce innym. Tak utworzymy armie i zaufanych sobie ludzi. Na
początek zamierzam zebrać czterech ludzi. Wróciły lata 30-ste. Szef jest głową
rodziny, ale teraz to ja jestem Donem. Dziękuje za tą posadę i zaufanie, którym
mnie darzysz. Przysięgam ci, że cie nie zawiodę. Tylko wie szef, że potrzeba
nam dobrego adwokata, będą problemy z prawem.
-Wiem.
Mam świetnego prawnika. O nic się nie martw. – Postanowiłem Rapida uczynić moim
Wiceszefem. On miał mieć pod sobą swoich czterech żołnierzy i ja pod sobą też.
Każda rodzina tak wyglądała. Don, trzech-czterech wiceszefów i armia pod każdym
z nich. Chyba jestem jedynym Donem, który bierze udział w akcji. Mam najsłabszą
armię i najwięcej do odbicia. Wszystko leżało w moich rękach i ode mnie zależało
od czego zaczniemy. Najpierw postanowiliśmy sobie zebrać ludzi. Zaczęliśmy
krążyć po biednych dzielnicach i szukaliśmy młodych dzieciaków, 20-25 lat o
których było głośno w okolicy. Pierwsze o kim usłyszałem, to James Lane. Ksywka
Midget (karzeł). Ma 155cm wzrostu. Chodzą plotki, że którejś nocy poszedł do
klubu i wyrzuciła go ochrona, chciał się zemścić, więc skonstruował bombę i
wysadził lokal. Jeśli faktycznie jest taki hardy, to muszę go znaleźć, przyda
mi się taki rozpruwacz w ekipie. Dostałem numer jego telefonu: 970-744-9084
wystukałem w budce telefonicznej. Dodzwoniłem się.
-Halo?!
-James
Lane?
-Przy
telefonie.
-Za
15min na placu zabaw.
-Po
pierwsze. Kim ty kurwa jesteś, że mi rozkazujesz? Po drugie, bo co?
-Po
pierwsze. Kruk. Po drugie, wsadzę Ci trotyl w dupsko.
-Ten
Kruk? Od Morello?
-Tak.
Dokładnie.
-Zaraz
tam będę. – Dojechał po 10 minutach. Cholera. Śmiesznie było na niego patrzeć.
Ubrany w brązową skurzaną kurtkę i brązowy kapelusz idzie, wygląda jak dziecko,
z wąsem…
-Jak
mnie znalazłeś i co ode mnie chcesz?
-Nie
ważne jak, ważne że znalazłem. Jesteś mi potrzebny. Nastała wojna w LA.
Potrzebuję ludzi.
-Ludzi?
Panie. Znam mnóstwo ludzi.
-Tak
też myślałem. Chciałbym Cie zwerbować.
-Mnie?
Po kiego grzyba?!
-Słyszałem,
że skonstruowałeś własną bombę i wysadziłeś lokal w powietrze.
-A
no! Ze szkoły też mnie wyjebali, jak wysadziłem toaletę. Uwielbiałem chemie i
fizykę. Nagle chciałem wytestować swoją wiedzę i doszło do tego, że wyleciałem
ze szkoły.
-No
to ładnie – odpowiedziałem w śmiechu. – Witam na pokładzie Karle.
-Od
razu Karle. Karzeł tu, Karzeł tam. Co wam poradzę, że już kurwa nie urosnę?!
-Spokojnie.
Lepsze Karzeł, niż teraz miałbym Ci mówić po nazwisku.
-Słusznie.
-Ilu znasz ludzi
na Skid Row?
-Mnóstwo.
-Masz pewność
komu można ufać? I przydałby się w zespole.
-No to zależy
kogo chcesz.
-Przydałby się
osiłek. Koleś od wytrychów. No a rozpruwacza już mam, czyż nie?
-He, He.. No
tak. – Odpowiedział z uśmiechem.
-Wsiadaj.
Pokażesz mi ich.
-Pierwszy to
Bullhead (Byczek) Charles Hernandez. 179 cm wzrostu i 100 kg mięśni. Jest ostro
porysowany, wszędzie ma jakąś Blizne. Na całym ciele. Ponoć kiedyś ktoś
władował cały magazynek z rewolweru, a on to przeżył. Ma 4 okrągłe blizny na
tułowiu, odstrzelony mały palec i delikatnie rozerwane ucho. Łysy. Uwielbia
chodzić w podkoszulkach.
-Wporzo.
Prowadź. – Pojechaliśmy do jego bloku. Wjechaliśmy na 7 piętro. Zaprowadził
mnie do drzwi, zapukał szyfrem… 1,1,2,2,1,3. Otworzył. Od razu się na mnie
rzucił, przystawił do ściany, wyciągnął broń i przystawił do czoła.
-Kim jesteś
kmiocie? – Wybełkotał. Ledwo go zrozumiałem. – Policja
-Spokojnie Byczku – powiedział karzeł.
-Lane?! Brachu!
A co ty tu robisz z tym cwelem?
-Ten cwel to
wspaniały człowiek. To kruk. Czytałeś gazety?
-Pojebało cie?
Ja nienawidzę czytać!
-No tak. To może
o nim słyszałeś. To jest Kruk.
-Kruk… Kruk..
Ten od Morello?
-Brawo.
-To w takim
razie przepraszam i największe uszanowania panie. Co pana do mnie sprowadza?
-Nie martw się
Charlie. Nic się nie stało.-Byczek, proszę
pana. Byczek.
-Nie panie,
tylko Kruk.
-Jasne.
-Jesteś mi
potrzebny w zespole. Ktoś z twoją siłą, jest mi potrzebny.
-A pieniążki?
Jakie pieniążki? Dobre pieniążki? Pachnące pieniążki?
-Dobrze wykonana
robótka z Twojej strony, a pieniążków tyle, że ich smrodu z kieszeni nigdy nie
wypierzesz.
-Wchodzę!
-No ja myślę.
Choć. Pojedziesz z nami.
-Dokąd?
-Po jeszcze
jednego człowieka, którego chce zwerbować. – Wsiedliśmy do samochodu.
-No, to kto
teraz?
-Robert Rivera. Handyman
(Złota rączka) albo River. (rzeka)
-Rzeka? Dlaczego
Rzeka?
-Bo to świetny
kierowca. Nie ma lepszych od niego.
-Czyżby?
-Serio!
-A z otwieraniem
zamków jak sobie radzi?
-Znakomicie.
Przejął fach po dziadku.
-No cóż, to
jedziemy go sprawdzić. – Pojechaliśmy do lokalu, w którym siedzi i przyjmuje
zamówienia do otwierania zamków.
-Witam panów.
-Witaj Rivera.
Potrzebuję twoich umiejętności. Wiem, że cie chuj strzela w tej pracy. A co
powiesz na spore zarobki?
-Jak spore?
-Kilkanaście
tysięcy tygodniowo.
-Wchodzę!
-Ale!
-Jakie ale?
-Musisz się
pokazać z najlepszych stron. Ponoć jesteś świetnym kierowcą.
-Tak. Jestem.
-Narcyz! Haha.
Dobra. Bez jaj. Przez budynkiem stoi BMW E38. Będzie nas
czterech w samochodzie. Masz pokazać na co cię stać.
-Mogę prosić
kluczyki? – Zamknął lokal, wsiadł za kierownicą. Karzeł z Byczkiem siedzieli z
tyłu. Ruszył spokojnie, pojechał na zatłoczoną drogę i zaczął popierdalać jak
szalony. Kilka razy myślałem, że jak nic skończy się to kraksą, ale ku mojemu
ździwieniu jeździł świetnie! Zatłoczona ulica. Wskazówka pokazuje 160 km/h
wchodzi na ręcznym, tuż przez ciężarówką, już czułem jak nam wjeżdża w dupsko i
nas miażdży, ale otworzyłem oczy i jechaliśmy dalej. Kazałem mu przestać,
pojechaliśmy do restauracji omówić warunki. Koło 23 ruszyliśmy przejąć jedną z
naszych restauracji. Była nieopodal. Już miała być zamykana, ale postanowiliśmy
przedłużyć to zamknięcie. Wyciągnąłem pistolet z tłumikiem, zdjąłem dwóch
frontowych ochroniarzy. Wewnątrz jeszcze jeden stał przy ladzie i czwarty
pilnował dobytku na zapleczu. Natomiast menadżer restauracji siedział przy
stoliku przestraszony pilnowany przez Byczka. Dosiadłem się.
-Panie Mosby…
Ładnie to tak się odwracać? Zrywać lojalność za większe pieniądze? Wie pan co
teraz musimy zrobić?
-Nie! Proszę!
Nie! Zostawcie mój lokal!
-Lokal? Panie
Mosby, lokal jest nam potrzebny, tak samo jak pieniądze, które przynosi. Źle
panu było?
-Nie było źle…
Ale… Ale… Oni grozili mi bronią! No co miałem zrobić?!
-Oj proszę się
nie martwić… Pańska żona na pewno zrozumie, że to tylko interesy.
-Nie! Proszę!
Błagam! Zostawcie moją rodzinę!
-WEŹ SIĘ KURWA W
GARŚĆ! – Mało nie spadł z krzesła. – Przestań się mazać i postaw się! Nic Ci
nie zrobię ośle! Nie jesteśmy potworami! Pan Morello prosi aby się od niego nie
odwracano. Wzmacniamy ochronę, tylko proszę zacząć płacić panu Morello. A w
zamian pańska rodzina dostanie każde marzenie. Co pan na to, panie Mosby?
-Wchodzę w to.
Proszę przekazać panu Morello wyrazu szacunku i najszczersze przeprosiny.
-Pan Morello
zrozumie. Jeśli dostanie pieniądze.
-Tak! Tak!
Pieniądze! Wczoraj ludzie pana Gravano mieli przyjechać po pieniądze za
ochronę, ale oddam ją wam. Co tydzień mamy w sejfie po 5 tyś. Co miesiąc
dwadzieścia. Więc 9 tyś dostanie pan Morello za każdym razem.
-15! I tak ma
pan zapewnione spełnienie marzeń.
-No tak. Tak.
Niech będzie 15!
-Pan Morello,
będzie zadowolony. Miłego wieczoru panie Mosby. – Wyszliśmy. Dałem chłopakom
1.5 tyś na głowę. Dziwili się, że tyle pieniędzy wpadło im w łapy. Resztę
oddałem Morello.
Mam nadzieję, że Rapid, również znalazł
swój skład i przejął ostatnią restaurację w LA, która należała do nas. Jeśli
tak, to mamy dwa lokale, w których moglibyśmy zrobić laboratorium narkotykowe w
podziemiach. Jakoś musimy się utrzymać na rynku. Damy radę. Jeszcze kilka tygodni
i odzyskamy wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz