20 października 2001r. Jadę w
konwoju czarnych limuzyn ubrany w galową czerń. Wiedziałem, że kiedyś taki
dzień nadejdzie, ale byłem pewien, że stanie się to później. Każdy z samochodów
jedzie za czarnym karawanem. Pogrzeb Morello. Zmarł w szpitalu miesiąc po
tragedii na wskutek odniesionych obrażeń. Mówiono, że ocalił trójkę dzieci i
ich matkę. Człowiek bez nogi dokonał czegoś tak wielkiego. Ponoć gdy wbiegał po
ojca dzieci, zawalił się budynek. Leżał tam pod gruzami kilka godzin. Kolejny
dzień ciszy i rozpaczy, dziś grają tylko wspomnienia w głowie każdego, dlatego
wśród uczestników ceremonii panuje cisza. Słychać szlochanie kobiet. Mężczyźni
trzymają głowy nisko, wpatrują się w ziemię i nie mogą w to uwierzyć, że go nie
ma. Wielki człowiek, z honorową duszą. Dlatego na pogrzebie jest tyle ludzi.
Lojalność. Dopiero tego dnia zrozumiałem jaką miał władzę. Zawsze służył
pomocą, a jedyne co chciał w zamian to przysług. Tą przysługą miała być wieczna
lojalność. Wielki rozum, dobra dusza. Wiem, że muszę być taki jak on. Był mi
jak ojciec. Dbał o mnie. Po tylu latach dostałem opiekuńczą rękę od mężczyzny
podeszłego wiekiem. Miał 67 lat.
Po pogrzebie zamierzałem wsiąść do
samochodu razem z Izą i Jaydenem, zatrzymał mnie agent CIA. Będę musiał
uruchomić swoje wpływy w Iraku. Chcą się dowiedzieć paru spraw. Kto wie, może
właśnie to zadecyduje, czy wybuchnie wojna. Wsiadłem do samochodu.
-Kiedy
wyjeżdżasz? – zapytała Iza
-Skąd
wiesz, że mam wyjechać?
-Domyśliłam
się. – zamurowało mnie.
-Jeszcze
nie wiem, ale pewnie niedługo.
-Tato…
Na długo? – Zapytał ze smutkiem Jay.
-Tego
też nie wiem synku. Pewnie na kilka miesięcy. Zaopiekujesz się mamą, prawda?
-Ktoś
musi. A kto inny jak nie ja? – Zupełnie jakbym słyszał siebie jak byłem mały.
Rozpierała mnie duma.
Wróciliśmy do domu. Nalałem sobie odrobinę
szkockiej do szklanki. Musiałem jakoś uspokoić swoje myśli. Jay nawet nie miał
ochoty na zabawę. Wszyscy siedzieliśmy razem na kanapie. Zamyśleni. Cisze
przerwała Iza.
-Radek.
Jay.
-No?
– Odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Jestem
w ciąży. – Nic nie mogło mi lepiej poprawić humoru jak ta wieść. Jay zaczął
skakać z radości i w jednej chwili porzuciliśmy wszelkie smutki i zaczęliśmy
cieszyć się z życia. Cieszyłem się jak cholera i było to po mnie widać. Przez
moment bałem się reakcji Jaya, ale przyjął tą wiadomość znakomicie. Mam
nadzieję tylko, że będę przy narodzinach drugiego dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz