11 września 2001r. Tak to ten dzień… Dzień w
którym byłem umówiony na spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Z samym
Georg’em Bush’em. Mieliśmy omawiać moją działalność, która była nie do tknięcia
przez władzę. Mieliśmy omówić bezpieczeństwo w Stanach. A raczej ograniczenie
moich działalności do maksimum, abym nie wyrządzał krzywd. A jeśli moja
działalność przyniosłaby wszelkie zniszczenia, to ja bym miał pokryć koszty. W
sumie co mi zależało. Miałem mnóstwo pieniędzy. Najważniejsze i największe miasta
widziały moją działalność. W końcu moi ludzie pilnują najbardziej wpływowych
interesów. Do tego w Hollywoodzie przez rok wykreowałem 4 gwiazdy. Założyłem 4
wytwórnie płytowe, więc byłem znanym obywatelem. Działałem nielegalnie. Władze
miałem na karku, ale byłem nietykalny. Działałem jak duch. Dlatego sam
prezydent chciał się dogadać pokojowo. Niestety do spotkania doszło tydzień
później ze względu na zamach terrorystyczny.
Jak to każdego dnia w pracowitym tygodniu
wstawałem o 8:00. Robiłem śniadanie mojemu synowi i ukochanej kobiecie.
Najpierw oczywiście poranna toaleta, która zajmowała mi 15 min. Kolejne 30
szykowałem śniadanie. W końcu wywaliłem moje skarby z łóżka i usiadłem przed
telewizorem oglądając wiadomości. 8:50. Północna wieża World Trade Center
płonie! Wśród tłumu panuje chaos, reporterka też jest zdezorientowana i nie wie
co się dzieje. Wrzało we mnie, bo miałem sporo wpływów z WTC, myślałem że ktoś
będzie chciał mnie wykluczyć z interesów. Tak mi się wydawało, ale lekko po
dziewiątej zobaczyłem jak samolot z pełną prędkością wlatuje w południową
wieże. Rozwalał mnie szok. Iza od 10 min próbuje przełknąć gryza kanapki. Jay
zadał mi pytanie.
-Co
się dzieje tato? Czemu tam się pali?
-Nie
wiem synku… Ale to będzie katastrofa.
-Zaraz!
Przecież Morello jest w hotelu obok WTC! Oby mu się nie zachciało podziwiać
widoków…
-Spokojnie,
kochanie. Będzie dobrze. Chyba wie, że trzeba uciekać z zagrożenia. – Oby miała
rację. Zamach? Co za dureń pragnie walki ze Stanami? Próbowałem się domyślić o
co tu chodzi. Godzina 9:37 kolejny samolot rozbija się o zachodnie skrzydło
Pentagonu. 22 minuty później, zawala się południowa wieża. Paweł wpada do
mojego domu.
-Stary…
Szykuje się wojna. – dzwoni telefon. Odbieram.
-Tu
agent Smith. Zapewne widział pan już wiadomości. Spotkanie zostanie przełożone.
Ewakuujemy prezydenta z Białego Domu. Nie mogę powiedzieć panu dokąd. – Co jest
grane? Nawet nie zdążyłem zapytać dlaczego. Godzina 10:17. Podają w telewizji,
że rozbił się czwarty samolot niedaleko Waszyngtonu. Było spore
prawdopodobieństwo, że leciał na Biały Dom. Tylko dlaczego nie doleciał? W tym
dniu zadawałem sobie mnóstwo pytań i ogarniał mnie szok, że mogę tylko siedzieć
i patrzeć na prawdziwą katastrofę. Wciąż się martwiłem o Morello. Zawsze był
uparty. 11 minut później patrzę jak północna wieża zawala się… Jestem pewien,
że zmiażdżyło to hotel Marriott. Oby Morello stamtąd uciekł. A nie zaszył się w
koncie by podziwiać widoki. Fala pyłu okrywa wszystko wokół. Zmartwiona ciocia
przysyła e-mail. Czy wszystko u nas w porządku. O 10:35 go dostałem.
Natychmiastowo odpisałem, że u nas w porządku. Patrzyłem w telewizor. Płakałem.
Za dużo ludzi poniosło śmierć tego dnia. Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu i
obserwowaliśmy co się dzieje w Nowym Jorku… O 13:10 do Pawła dodzwonił się
kumpel z wojska. Bush postawił całe wojsko w stan gotowości… Zbliża się 14.
Zazwyczaj o tej porze Jay z Izą jedzą obiad. Tymczasem siedzą przed telewizorem
przytuleni. Płaczą. Dwie godziny później wiadomości podają, że za tym wszystkim
stoi Osama Bin Laden.
Postanowiłem zawiesić swoją działalność na
kilka lat. Zaś po tygodniu, 18 września zaproponowałem Prezydentowi Stanów
pomoc. Jeśli kiedykolwiek by potrzebował wpływowego człowieka jak ja, ma się
odezwać. Czułem potrzebę zniszczenia pieprzonych Talibów. Mógłbym zacząć handel
bronią, a następnie wystawić kilka głów tego terroryzmu. W końcu sam prezydent
powiedział, że za głowę Taliba będzie płacone. Mijały miesiące, a ludzie wciąż
nie mogli w to uwierzyć… Dramat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz