24
lipca 2004r. Z żółtymi dobiłem nowego interesu, zaczęliśmy szmuglować podrabianymi
zegarkami, ich produkcja wynosiła grosze, a opychaliśmy je za co najmniej osiem
razy więcej. Stojąc w kuchni rozmyślałem nad tym, jak załatwić dzisiejszą
sprawę. Jakaś tajna grupa policjantów deptała mi po piętach, wysadzała moje
interesy, po prostu zaczął mnie trafiać szlag. Tym razem planowałem zastawić
pułapkę, ale rozmysły nad przeprowadzeniem akcji przerwała mi Iza.
-Radek,
co dzisiaj robisz?
-Mam
kilka spraw do załatwienia, a co?
-A
bo chciałam iść na zakupy z dzieciakami do centrum handlowego i fajnie by było,
gdybyś się wybrał z nami.
-Przepraszam
skarbie, ale nie dam rady.
-No
cóż… Trudno. – Rzuciła spojrzeniem w dół i po chwili zaczęła zalewać kawę.
-Zrobić
jajecznicę? – Zapytałem.
-A
może kanapki?
-Jak
wolisz. Mogą być i kanapki – ucałowałem ukochaną w policzek i zabrałem się do
robienia śniadania.
-Wiesz,
że moja przyjaciółka z pracy spotyka się z Pawłem? – wyskoczyła ze świeżymi
plotkami.
-Paweł
kogoś ma?! – Zdziwiłem się, że nic nie wiem.
-No
to od tamtego czasu, jak Paweł złamał sobie szczękę.
-Ładna
ta pielęgniarka?
-No
dosyć. Czekaj! Mam jej zdjęcie. – Twarz z wysuniętymi kościami policzkowymi, ze
słodkimi dołeczkami, śnieżnobiałym uśmiechem, blond włosami i ciemnoniebieskimi
oczami. Wąski, śliczny nos… Tak to zdecydowanie styl Pawła. – To zdecydowanie
styl Pawła.
-Haha!
Coś w tym jest. – po chwili zadała pytanie. – O której jedziesz do rezydencji?
-Jak
zjemy śniadanie.
-To
akurat my pojedziemy do centrum.
-Podwieźć
was?
-A
odbierzesz nas potem?
-Pewnie.
-To
idź obudzić dzieciaki. – Posłusznie poszedłem
je wywalić z łóżka, zjedliśmy śniadanie w dobrym humorze i zawiozłem Izę z
dzieciakami do centrum. Następnie ruszyłem do rezydencji. Rozsiadłem się w fotelu,
nalałem sobie odrobinę whisky i odpaliłem papierosa, pogrążyłem się w myślach,
jakby przeprowadzić akcję do złapania tych pojebów co odważyli się deptać mi po
piętach. W tym czasie pojawił się Rapid z Pawłem.
-Kruk!
Mam zajebisty plan! – powiedział Rapid.
-No
to wal czarnuchu! – Odpowiedziałem mu z uśmiechem na twarzy.
-Za
tego czarnucha to się pierdol! Teraz to nic ci nie powiem.
-Dobra.
Koniec żartów. – Powiedział Paweł.
-Nie
kurwa… Ten biały kutas mnie uraził… Chuj ci w dupę kurwa, teraz nic ci nie
powiem. – Z urażonym ego, wypiął się na nas i odpalił cygaro.
-Dobra.
Już dosyć mordo ty moja. Wal, co tam wymyśliłeś?
-Mam
znajomego, zajebistego detektywa, który wisi mi przysługę.
-No
to dalej! Dzwoń do niego!
-Już
to zrobiłem i co najlepsze już się odezwał i wiem, gdzie znajdziemy tych fajfusów.
-No
to Paweł zbieraj ludzi, jedziemy. – Około godziny 12:21 byliśmy na miejscu.
Byliśmy pewni, że wszyscy siedzą w budynku, więc wyciągnęliśmy 4 wyrzutnie
rakiet, 2 CKM’y i 2 M16 z granatnikami. Zaczęliśmy ładować w budynek. O
godzinie 12:30 budynku nie było. Przeszukaliśmy gruzy, szczątki ciał leżały
wokół. Nikt nie przeżył. To wiadomość dla moich wrogów. Ze mną się kurwa nie
zaczyna.
3 godziny
wcześniej.
- Hu, widzę ruch w kuchni. Nasz cel już stoi na
nogach. Wpadamy zabieramy jego i rodzinę?
-Zgłupiałeś
An?! Widzisz te dwa czarne Suvy?
-Tak.
-To
jest 24 godzinna ochrona jego rodziny. Musimy czekać na dogodną okazję żeby
zaatakować.
-Rozumiem.
2 godziny
później.
-Wychodzą!
Hu! Wychodzą!
-Dobra.
Opanuj się. Jedź za nimi, ale nie podjeżdżaj zbytnio. – Po kilkunastu minutach
jazdy Iza z dziećmi idzie do centrum handlowego. Hu i An idą za nią.
Ochroniarze nie są świadomi, że zagraża im niebezpieczeństwo.
-Deryl,
pójdziesz za nią? Ja zostane w samochodzie.
-No
dobra. – zanim złapał za klamkę, by otworzyć drzwi, dostał kulkę w łeb. Gdy
kierowca połapał się, że jego partner nie żyje, wyciągnął broń, lecz on też
dostał kulkę w łeb. Dzieciaki biegały pośród tłumu, ganiały się, Iza rozmawiała
z ekspedientką. Po kilku sekundach dzieciaki były dosyć daleko od sklepu, gdy
wybiegła za dziećmi, zauważyła, że Jay się szarpie i krzyczy o pomoc.
Przerażona wyciągnęła telefon i próbowała się dodzwonić do Radka. Ten nie
odbierał. Pomyślała „Ja pierdole! Ten jak zwykle pracą zajęty, po chuj odebrać
telefon od żony?!” Pobiegła za porywaczami. Zwróciła się do przechodzącego
funkcjonariusza.
-Proszę
pana! Proszę o pomoc! Porwali moje dzieci!
-Gdzie?
Gdzie udali się sprawcy?!
-To
tamci dwaj mężczyźni. – Funkcjonariusz pobiegł do samochodu z wyciągniętą
bronią, kazał im się poddać. Po tych słowach Hu wyciągnął broń i zastrzelił
policjanta. Matka dzieci zaczęła krzyczeć, założyli jej worek na głowę,
ogłuszyli i wsadzili do bagażnika. Z piskiem opon natychmiast odjechali.
Gdy ściągnęli Izie worek z głowy, pierwsze
co ujrzała, to zegarek. Była 12:30.
Zadzwonił
do mnie telefon.
-Radek!
Ochroniarze nie żyją!
-Co?!
Co z Izą i dzieciakami?!
-Najprawdopodobniej
porwane…
-Wiesz
przez kogo?
-Nie,
dopiero się dowiedziałem.
-Kurwa!
-Co
się stało? – Pytają panowie.
-Porwali
moją rodzinę. – wsiedliśmy do terenówek i pojechaliśmy do rezydencji.
Rozkazałem ludziom dowiedzieć się jak najwięcej. Czas leciał, ja siedziałem z
dupą i pierwszy raz od dawna prosiłem w głębi ducha jakby Boga, żeby pilnował
życie Izy i dzieci.
-Kong
Lu? Załatwiliśmy robotę. W przeciągu kilku godzin Kruk pojawi się tu z ludźmi.
-Dobrze.
Wujek Poo wkrótce was wynagrodzi.
-Co
teraz?
-Będziemy
prowadzić negocjacje. Pan Kruk będzie musiał ustąpić większości interesów.
Inaczej pożegna się z rodziną. A i jeszcze jedno. Tylko dobrze zajmujcie się
dzieciakami. One nic nie zrobiły, są niewinne.
-Dobrze
szefie.