11 sierpnia 2004r. Wciąż leżę w
szpitalu, Iza wyleciała do Polski trzy dni temu, tak jest najlepiej dla dzieci.
Chociaż wkrótce i tak mój syn się mnie zapyta, czy jestem mordercą i jak w
ogóle mogę spać z tym, że to ja jestem tym złym gościem. Kurwa. Na dodatek,
gdyby tego było mało, wciąż przychodzą do mnie prawnicy, policjanci i
współpracownicy ze złymi nowinami. Wszystkie interesy zaczęli mi zamykać, za
brudne pranie pieniędzy lub wytwarzanie narkotyków w piwnicach. Musiałem
wymyślić coś lepszego, dlatego baza, w której wytwarza się wszystkie dobra nie
mogła stać budynkach. Postanowiłem przenieść to na koła, zakupiłem 30 camperów,
w których wytwarza się „słodycze”. Założyłem firmę lodziarską, która rozwozi „lody”,
wspomogłem również firmy prawnicze, które pozwoliły mi wziąć kilku ludzi, z
których zrobiłem kurierów, wykupiłem też sieć burdeli, pieniądze z dziewczynek wydawały
się dobrym pomysłem. Do tego wciąż mam kilka kasyn w Los Angeles i Las Vegas,
wspieranie twórców gier i filmów równie mi się opłaca, bo zwracają mi
dwukrotnie zainwestowaną w nich sumę. Dochód? Wciąż go mam, lecz to nie jest
imperium, którego bym pragnął. W Nowym Jorku chciałbym wejść na Wall Street,
lecz do założenia czarnej firmy potrzebuje czasu, planowałem założyć również sieć
banków i założyć własną stację radiową, myślałem też nad zainwestowaniem w
naukę. Czarny biznesmen, w normalnym świecie, to nie miało szansy się przyjąć u
wielu amerykanów, ale w końcu Polak potrafi.
15 sierpnia postanowiłem wypowiedzieć
wojnę żółtkom, wyszedłem ze szpitala, a moja rodzina była bezpieczna. Z moim
oddziałem specjalnym postanowiłem wykończyć Triadę, w Hongkongu znano ksywkę „Kruk”
dlatego nie miałem problemów z wybiciem jednego członka po drugim. Do 4
września Triady nie było, a ja zyskałem nowe interesy w Hongkongu. Hongkong
przynosił ogromne zyski, ale musiałem kogoś innego tam posadzić na tron, bym
mógł nad tym zapanować. Nie chciałem dać berła komuś, kogo się tam nie boją,
ale była osoba, która pomogła mi dorwać Triadę. Ta osoba była jej członkiem,
ale od samego początku trzymała moją stronę, dlatego to ona zasiądzie na tronie…
Torii Mokihuto. 8 września rozpoczęło się ciąganie po sądach, Iza z dziećmi
wróciła 2 dni temu, mój adwokat powiedział, że jestem w ciężkiej sytuacji i mogę
trafić do pierdla na 10 lat. Prokuraturze wciąż brakowało dowodów, nic mi nie
mogli zrobić, dlatego czułem się bezpiecznie. Miałem ludzi w departamencie
policji, którzy niszczyli wszystkie dowody, które zgromadzono przeciw mnie.
Czułem się tak wielki i nietykalny, że widziałem w sobie Michaela Corleone,
otoczony jestem czarnymi, brudnymi interesami i ludźmi, którzy pójdą za mną na
śmierć oraz tymi co będą chcieli mnie wydymać na każdym kroku, byle tylko
zyskać dostęp do moich liczb.
9 września wracając z sądu zajechałem na
cmentarz, chciałem posiedzieć przy nagrobku Morello. Chciałem wiedzieć, poczuć
jego dumę ze mnie, spotkałem tam wujka, który postanowił przejść na tzw. „emeryturę”
po śmierci Morello. Siwawy już objął mnie mocno i ze łzami w oczach powiedział
mi, że jestem takim samym geniuszem jak on, ale też trafie do pierdla… Jak on.
Nie dał mi szans, że mogę wygrać rozprawę w sądzie. Po jego słowach zacząłem
myśleć o rodzinie, wujek natomiast odpalił cygaro i powoli pomaszerował w dal.
Co ze mną będzie? Kurwa. Co ze mną będzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz