wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział XXIX

            11 sierpnia 2004r. Wciąż leżę w szpitalu, Iza wyleciała do Polski trzy dni temu, tak jest najlepiej dla dzieci. Chociaż wkrótce i tak mój syn się mnie zapyta, czy jestem mordercą i jak w ogóle mogę spać z tym, że to ja jestem tym złym gościem. Kurwa. Na dodatek, gdyby tego było mało, wciąż przychodzą do mnie prawnicy, policjanci i współpracownicy ze złymi nowinami. Wszystkie interesy zaczęli mi zamykać, za brudne pranie pieniędzy lub wytwarzanie narkotyków w piwnicach. Musiałem wymyślić coś lepszego, dlatego baza, w której wytwarza się wszystkie dobra nie mogła stać budynkach. Postanowiłem przenieść to na koła, zakupiłem 30 camperów, w których wytwarza się „słodycze”. Założyłem firmę lodziarską, która rozwozi „lody”, wspomogłem również firmy prawnicze, które pozwoliły mi wziąć kilku ludzi, z których zrobiłem kurierów, wykupiłem też sieć burdeli, pieniądze z dziewczynek wydawały się dobrym pomysłem. Do tego wciąż mam kilka kasyn w Los Angeles i Las Vegas, wspieranie twórców gier i filmów równie mi się opłaca, bo zwracają mi dwukrotnie zainwestowaną w nich sumę. Dochód? Wciąż go mam, lecz to nie jest imperium, którego bym pragnął. W Nowym Jorku chciałbym wejść na Wall Street, lecz do założenia czarnej firmy potrzebuje czasu, planowałem założyć również sieć banków i założyć własną stację radiową, myślałem też nad zainwestowaniem w naukę. Czarny biznesmen, w normalnym świecie, to nie miało szansy się przyjąć u wielu amerykanów, ale w końcu Polak potrafi.
         15 sierpnia postanowiłem wypowiedzieć wojnę żółtkom, wyszedłem ze szpitala, a moja rodzina była bezpieczna. Z moim oddziałem specjalnym postanowiłem wykończyć Triadę, w Hongkongu znano ksywkę „Kruk” dlatego nie miałem problemów z wybiciem jednego członka po drugim. Do 4 września Triady nie było, a ja zyskałem nowe interesy w Hongkongu. Hongkong przynosił ogromne zyski, ale musiałem kogoś innego tam posadzić na tron, bym mógł nad tym zapanować. Nie chciałem dać berła komuś, kogo się tam nie boją, ale była osoba, która pomogła mi dorwać Triadę. Ta osoba była jej członkiem, ale od samego początku trzymała moją stronę, dlatego to ona zasiądzie na tronie… Torii Mokihuto. 8 września rozpoczęło się ciąganie po sądach, Iza z dziećmi wróciła 2 dni temu, mój adwokat powiedział, że jestem w ciężkiej sytuacji i mogę trafić do pierdla na 10 lat. Prokuraturze wciąż brakowało dowodów, nic mi nie mogli zrobić, dlatego czułem się bezpiecznie. Miałem ludzi w departamencie policji, którzy niszczyli wszystkie dowody, które zgromadzono przeciw mnie. Czułem się tak wielki i nietykalny, że widziałem w sobie Michaela Corleone, otoczony jestem czarnymi, brudnymi interesami i ludźmi, którzy pójdą za mną na śmierć oraz tymi co będą chcieli mnie wydymać na każdym kroku, byle tylko zyskać dostęp do moich liczb.

    9 września wracając z sądu zajechałem na cmentarz, chciałem posiedzieć przy nagrobku Morello. Chciałem wiedzieć, poczuć jego dumę ze mnie, spotkałem tam wujka, który postanowił przejść na tzw. „emeryturę” po śmierci Morello. Siwawy już objął mnie mocno i ze łzami w oczach powiedział mi, że jestem takim samym geniuszem jak on, ale też trafie do pierdla… Jak on. Nie dał mi szans, że mogę wygrać rozprawę w sądzie. Po jego słowach zacząłem myśleć o rodzinie, wujek natomiast odpalił cygaro i powoli pomaszerował w dal. Co ze mną będzie? Kurwa. Co ze mną będzie?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz