środa, 27 listopada 2013

Rozdział XXVIII

        5 kilometrów od rezydencji, w konwoju utworzonym na rozkaz Kittena przemierzaliśmy autostradę, miałem łzy w oczach ze szczęścia, że mojej rodzinie nic nie jest. 
    Wtedy coś uderzyło w nasz samochód, nagłe podbicie i samochód był już w powietrzu, obracał się, ja jechałem bez pasów, gdy spadł na ziemie zaczął dachować, urwał mi się film… Najprawdopodobniej wypadłem z samochodu, bo leżałem w dużej odległości od niego, a do mnie podbiegał już Paweł, gdy tylko zamknąłem oczy na sekundę, jakimś cudem znalazłem się 15 metrów dalej, za samochodem, byłem w szoku, więc nawet nie zauważyłem, że jest jakakolwiek wymiana ognia. Spojrzałem na swoją rękę, miałem złamanie otwarte, zaczął docierać do mnie ból, chciałem się podnieść, ale czułem się tak jakbym nie miał siły podnieść nóg.
-Kryć się! Granatnik! Kurwa! – Krzyczeli… Znów urwał mi się film, z silnym piskiem w uszach otworzyłem oczy, miałem rozmazany obraz, widziałem płonący samochód, moi żołnierze leżeli na ziemi, bałem się o moją rodzinę, nie wiedziałem co się z nimi dzieje. Zamknąłem oczy… Nie miałem siły, myślałem że umrę, wtedy otworzyłem oczy i zobaczyłem żółtka z wycelowanym pistoletem na moją głowę. To był mój koniec, czułem to, padł strzał, a ja odczułem ból z prawej strony głowy, kula mnie drasnęła, a żółtek? Nagle zniknął mi z oczu, ale policyjny helikopter był tuż nade mną, światło mnie oślepiało, postanowiłem zamknąć oczy. Następnie był sen… Siedziałem z Rapidem w gabinecie i słuchaliśmy nowej płyty D12, leciał utwór „Good die Young” refren rozbrzmiewał w mojej głowie, a wtedy patrzyłem na dwójkę już dorosłych moich dzieci, klęczały przed grobem moim i matki, a data śmierci? 25 listopada 2004 roku. Zginęliśmy na autostradzie, kurwa wewnętrzny ból tak mnie przeszył, że chciałem ryknąć płaczem, ale wtedy się przebudziłem, przede mną na wózku siedziała Iza, posiniaczona, obandażowana, zapłakana pyta
-Skarbie, jak się czujesz?
-Na wieść, że żyjesz, czuje się świetnie, ale co z dziećmi? Wszystko z nimi dobrze? – zapytałem, strach wręcz mnie zżerał, nigdy bym sobie tego nie wybaczył, że nie dopilnowałem mojej rodziny.
-Dzieci są u Pawła. – odpowiedziała z uśmiechem. Ja tylko westchnąłem. – Radek, są też złe wieści. – złapałem oddech. – Rapid został siedmiokrotnie postrzelony.
-Co?! – Wrzasnąłem głośno, aż mnie zabolało całe ciało, byłem strasznie poobijany. – Kurwa… Co z nim?
-Jest w śpiączce, dają mu 80% że się obudzi za kilka dni.
-A co z tobą? – spuściła głowę. – Iza! Co z tobą?
-Też zostałam postrzelona, mam złamaną nogę…
-To co ty tu robisz? – przerwałem jej.
-Radek… Byłeś w śpiączce przez 9 dni. Media huczą. Spójrz na gazetę. – podała mi ją, a na pierwszej stronie jest napisane „Drugi Montana Ameryki, ten jednak jest prawdziwy” opisują karambol na autostradzie i liczbę ofiar z rannymi. To mi nie ujdzie płazem, będzie rozprawa w sądzie. – A Kitten stracił nogę.
-Ja pierdole. - odwróciłem głowę w drugą stronę i zacząłem płakać, bo wyrządziłem bliskim tyle krzywdy, ale tłumaczyłem się tym, że każda wojna musi mieć ofiary, ale znowuż uderzało we mnie to, że ofiarą miała być moja rodzina, kurwa! Nie radziłem sobie, chciałem się napić, ale miałem gnić tu jeszcze przez miesiąc.
-Będzie dobrze – Wyszeptała Iza ze łzami w oczach, zupełnie tak jakby sama niedowierzała w to co mówi.


-Powinnaś wyjechać z dziećmi do Polski… Na jakiś czas.
      W sali zapanowało milczenie, mnie ściskał ból, chciałem płakać, wycofać się z tego wszystkiego, ale już się nie da, za głęboko w tym siedzę, dlatego zacząłem myśleć nad tym jak pozabijać każdego skurwysyna co maczał w tym palce....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz