5 kilometrów od rezydencji, w konwoju
utworzonym na rozkaz Kittena przemierzaliśmy autostradę, miałem łzy w oczach ze
szczęścia, że mojej rodzinie nic nie jest.
Wtedy coś uderzyło w nasz samochód,
nagłe podbicie i samochód był już w powietrzu, obracał się, ja jechałem bez
pasów, gdy spadł na ziemie zaczął dachować, urwał mi się film…
Najprawdopodobniej wypadłem z samochodu, bo leżałem w dużej odległości od
niego, a do mnie podbiegał już Paweł, gdy tylko zamknąłem oczy na sekundę,
jakimś cudem znalazłem się 15 metrów dalej, za samochodem, byłem w szoku, więc
nawet nie zauważyłem, że jest jakakolwiek wymiana ognia. Spojrzałem na swoją
rękę, miałem złamanie otwarte, zaczął docierać do mnie ból, chciałem się
podnieść, ale czułem się tak jakbym nie miał siły podnieść nóg.
-Kryć
się! Granatnik! Kurwa! – Krzyczeli… Znów urwał mi się film, z silnym piskiem w
uszach otworzyłem oczy, miałem rozmazany obraz, widziałem płonący samochód, moi
żołnierze leżeli na ziemi, bałem się o moją rodzinę, nie wiedziałem co się z
nimi dzieje. Zamknąłem oczy… Nie miałem siły, myślałem że umrę, wtedy otworzyłem
oczy i zobaczyłem żółtka z wycelowanym pistoletem na moją głowę. To był mój
koniec, czułem to, padł strzał, a ja odczułem ból z prawej strony głowy, kula
mnie drasnęła, a żółtek? Nagle zniknął mi z oczu, ale policyjny helikopter był
tuż nade mną, światło mnie oślepiało, postanowiłem zamknąć oczy. Następnie był
sen… Siedziałem z Rapidem w gabinecie i słuchaliśmy nowej płyty D12, leciał
utwór „Good die Young” refren rozbrzmiewał w mojej głowie, a wtedy patrzyłem na
dwójkę już dorosłych moich dzieci, klęczały przed grobem moim i matki, a data
śmierci? 25 listopada 2004 roku. Zginęliśmy na autostradzie, kurwa wewnętrzny
ból tak mnie przeszył, że chciałem ryknąć płaczem, ale wtedy się przebudziłem,
przede mną na wózku siedziała Iza, posiniaczona, obandażowana, zapłakana pyta
-Skarbie,
jak się czujesz?
-Na
wieść, że żyjesz, czuje się świetnie, ale co z dziećmi? Wszystko z nimi dobrze?
– zapytałem, strach wręcz mnie zżerał, nigdy bym sobie tego nie wybaczył, że
nie dopilnowałem mojej rodziny.
-Dzieci
są u Pawła. – odpowiedziała z uśmiechem. Ja tylko westchnąłem. – Radek, są też
złe wieści. – złapałem oddech. – Rapid został siedmiokrotnie postrzelony.
-Co?!
– Wrzasnąłem głośno, aż mnie zabolało całe ciało, byłem strasznie poobijany. –
Kurwa… Co z nim?
-Jest
w śpiączce, dają mu 80% że się obudzi za kilka dni.
-A
co z tobą? – spuściła głowę. – Iza! Co z tobą?
-Też
zostałam postrzelona, mam złamaną nogę…
-To
co ty tu robisz? – przerwałem jej.
-Radek…
Byłeś w śpiączce przez 9 dni. Media huczą. Spójrz na gazetę. – podała mi ją, a
na pierwszej stronie jest napisane „Drugi Montana Ameryki, ten jednak jest
prawdziwy” opisują karambol na autostradzie i liczbę ofiar z rannymi. To mi nie
ujdzie płazem, będzie rozprawa w sądzie. – A Kitten stracił nogę.
-Ja
pierdole. - odwróciłem głowę w drugą stronę i zacząłem płakać, bo wyrządziłem
bliskim tyle krzywdy, ale tłumaczyłem się tym, że każda wojna musi mieć ofiary,
ale znowuż uderzało we mnie to, że ofiarą miała być moja rodzina, kurwa! Nie
radziłem sobie, chciałem się napić, ale miałem gnić tu jeszcze przez miesiąc.
-Będzie
dobrze – Wyszeptała Iza ze łzami w oczach, zupełnie tak jakby sama
niedowierzała w to co mówi.
-Powinnaś
wyjechać z dziećmi do Polski… Na jakiś czas.
W sali zapanowało milczenie, mnie ściskał ból, chciałem płakać, wycofać się z tego wszystkiego, ale już się nie da, za głęboko w tym siedzę, dlatego zacząłem myśleć nad tym jak pozabijać każdego skurwysyna co maczał w tym palce....
W sali zapanowało milczenie, mnie ściskał ból, chciałem płakać, wycofać się z tego wszystkiego, ale już się nie da, za głęboko w tym siedzę, dlatego zacząłem myśleć nad tym jak pozabijać każdego skurwysyna co maczał w tym palce....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz