Dzień
później nad ranem oglądałem wiadomości, pierwsze co pokazali, to zniszczony
budynek, który roznieśliśmy w pył. „To kolejne porachunki gangu, z tego co udało
mi się dowiedzieć, to ci ludzie byli policjantami pod przykrywką, lecz
porucznik umywa od tego ręce i mówi, że nie ma nic wspólnego z akcją tych
policjantów. Wciąż nie wiemy kto jest sprawcą.” Następnie pokazali akcję spod
galerii nagraną amatorską kamerą, dwaj azjaci biegnący do samochodu z dziećmi,
za nimi funkcjonariusz rozkazujący im się zatrzymać i wypuścić dzieci, wtedy
jeden z azjatów wyciągnął broń i zastrzelił policjanta, pobiegł po kobietę,
założył jej torbę na głowę i wsadzili do bagażnika. Zdałem sobie sprawę, że to
była kurwa moja rodzina.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Rapida.
-Wiem
kto porwał moją rodzinę! – wykrzyczałem mu, gdy tylko odebrał.
-Stary
jest 7 rano, co się drzesz? – zaspany Rapid jeszcze nie wiedział jak poważną
wiadomość mu przekazałem.
-Bo
wiem kto do chuja porwał moją rodzinę! – wrzasnąłem znowu. Tym razem Rapid
zerwał się z łóżka.
-Że
co? – Zapytał. – Skąd to wiesz?!
-Bo
cała akcja porwania była w telewizji!
-To
kto to zrobił? – pytał Rapid.
-Azjaci.
Chinole! Kurwy ze skośnymi oczami!
-Spotkajmy
się w rezydencji. – gdy się rozłączyłem, ubrałem buty, wtedy zadzwonił do mnie
Pwaeł.
-Oglądałeś
wiadomości? – Zapytał.
-Tak.
Dzwoniłem już do Rapida, widzimy się w rezydencji. – Odpowiedziałem.
-W
porządku. Też się zbieram. – Na miejscu próbowaliśmy się dowiedzieć, gdzie się
mogli udać, szukaliśmy najmniejszych wskazówek, uruchomiliśmy wszelkie
kontakty, ale nikt nic nie wiedział. Zdenerwowany miałem ochotę rzucić już to
całe dochodzenie w pizdu, ale Paweł dodzwonił się do kogoś, kto wie, gdzie moja
rodzina jest przechowywana.
-Radek,
ze z tego co powiedział mi ten koleś, to żółtki są w opuszczonym magazynie,
mają tam całą armię, byleby tylko nie uciekli, ani nikt ich nie wyciągnął.
-Ja
pierdole! – Powiedział Rapid. –To delikatna sprawa, najlepiej by było zrobić to
wszystko po cichu.
-Rapid
ma rację – powiedziałem – Ta robota nie jest dla nas. Weźmy naszych specjalistów.
Joker będzie dowodził.
-Ja?
– Zdziwił się Paweł. – Mam kogoś lepszego na to miejsce.
-Kogo?
– Zapytałem zdziwiony. – Przecież nie ma wśród moich ludzi zajebistych dowódców
wojskowych.
-Właśnie.
– Odpowiedział Paweł. – Dlatego chciałbym ściągnąć tu mojego sierżanta.
-Kittena?
– zapytałem.
-Dokładnie.
-Skąd
wiesz, że się na to w ogóle zgodzi? – Zapytał Rapid.
-Żółci
zajebali mu dziadka w Wietnamie, poza tym mówił mi, że gdyby kiedyś były mi
potrzebny, to mam do niego dzwonić.
-No
dobra. Dzwoń. – powiedziałem. Po dwóch godzinach Kitten był w rezydencji.
-Ja
pierdole! Chata… Jest! Fury… Są! Dupy… Nie ma! Co to za miejsce, myślałem, że
to jakieś chlanie się zapowiada, a tu gówno.
-Cały
Kitten… Jebaka nad jebaki, a zakisić od 10 lat nie może. – pojechał po nim
Paweł.
-Dobra,
co jest grane? Czemu mnie tu ściągnęliście? – pytał Kitten.
-Porwali
rodzinę mojego kumpla, Radka. Mamy ludzi, ale nie mamy kogoś, kto by nimi
zajebiście poprowadził.
-I
to mam być ja? – Zdziwił się Kitten.
-Dokładnie.
– Powiedział mu Paweł. – To żółci.
-Żółci?!
Po kiego chuja żółtym jego rodzina?!
-Kiedyś
ci wyjaśnię powiedział Paweł.
-No
dobra, a ci ludzie….
-Sam
ich szkoliłem – przerwał mu Paweł.
-W
takim razie chce ich wypróbować – zaczął zacierać rączki. – Po 1.5 godzinie
przygotowań, ruszyliśmy w stronę magazynu. Z Rapidem zostaliśmy na wzgórzu ze
snajperką w razie, gdyby żółci zaczęli ewakuacje z moją rodziną. Paweł, Kitten
i cały oddział ruszyli do magazynu. Leżeliśmy na ziemi z niecierpliwością i nasłuchiwaliśmy
radia. Co jakiś czas było tylko słychać, że pomieszczenie jest czyste i nikogo
nie ma, więc zacząłem się martwić, że wyjebali stąd.
-Cel
zneutralizowany – powiedział jeden z żołnierzy.
-Paweł,
weź dwóch i idźcie na prawo, reszta za mną w lewo. – Powiedział Kitten.
Odczułem radość, bo miałem nadzieję, że faktycznie tam jest moja rodzina.
-Kitten,
masz czystą. Idziemy na wschód. – powiedział Paweł.
-Przyjąłem.
-Paweł,
za chwilę do twojego pomieszczenia wejdzie czterech żółtych. – Ostrzegłem go.
-Przyjąłem.
-Panowie,
na trzy. 1, 2, 3. – cele zneutralizowane. Idziemy dalej.
-Paweł
potrzebuje wsparcia. – W tle było słychać strzały.
-Już
idziemy. – zniecierpliwiony na tym wzgórzu mogłem tylko nasłuchiwać radia i
patrzeć na okolice. Gul mi skakał, wkurwiałem się.
-Kruk,
dzieci pod naszą kontrolą, jeden z żółtych próbuje uciec z twoją żoną tylnym
wejściem.
-Przyjąłem.
Widzisz go? – Zapytałem Rapida.
-Tak,
ale nie mogę oddać strzału.
-Spokojnie,
spokojnie. – Wystrzał, krew ochlapała twarz Izy, padła na czworaka na ziemię,
próbowała złapać oddech, zaraz po tym wybiega cały oddział z dziećmi. Paweł
ściąga kominiarkę, Iza się uśmiecha i uściskała go mocno.
-Wracamy
do punktu ewakuacji, bierzemy te suv’y! Jazda! Jazda! – władowali się do
samochodów i po 3 minutach byli za wzgórzu.
Wsiedliśmy do samochodów i zamierzaliśmy
udać się do rezydencji. Chciałem Rivera za kierownicę, w końcu był to najlepszy
kierowca na całym świecie, dlatego w razie gdyby żółci chcieliby nas ścigać, to
wrócilibyśmy spokojnie do domu, bo wiem, że wyciągnąłby nas z tego syfu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz