wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział XXX

      17 lutego 2005r. Mieszkam  z dala od miasta, sam otoczony ochroną, Iza z dziećmi jest w Polsce, bo nie chcę by oni też musieli się ukrywać przed policją. Moi współpracownicy zaczęli sypać, gdy tylko federalni złapali ich za jaja. Co najlepsze zaczęli mnie wrabiać w rzeczy z którymi nie miałem styczności, ale kurwa wciąż skądś mieli na to dowody. Brązowy dom w głębi lasu, nieopodal małego jeziora, piękna okolica to wyznaczania celi, których trzeba się pozbyć bym mógł żyć na wolności.
    Nie jest łatwo… Patrzę na swoją zarośniętą mordę w lustrze i próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego nie postanowiłem, że będę zarabiał uczciwie. Zamknięty w budynku przelewałem przez siebie alkohol, robiłem to każdego dnia. Pewnego wieczoru siedząc przy szklance Hennesy i patrząc na zdjęcia osób, które miały zostać zlikwidowane tej nocy, wsłuchiwałem się w utwór Tupaca „Me against the Word”. Usiadłem na kanapie i patrząc na zdjęcie rodziny, zamknąłem oczy by zacząć rozmyślać nad wszystkim. Nagle obudził mnie głośny hałas, po dokładniejszym wsłuchaniu się rozpoznałem, że to helikoptery latają nad domkiem, za oknem było jasno mimo tego, że była to 2:15 w nocy. Nie widziałem szans dla siebie, dlatego od razu położyłem się twarzą do ziemi, z założonymi rękoma na głowie, czekając aż mnie skują i zabiorą do miejsca, z którego nie można nie wrócić nie odmienionym. To ten czas w którym tracę wszystko, bo to tylko kwestia czasu, gdy moi ludzie się odwrócą ode mnie, bo każdy z nich będzie chciał dojść do władzy. Rapid i Paweł nie utrzymają porządku, nie mają do tego głowy, a z wizytami, które najprawdopodobniej mają być raz w miesiącu nie zajdziemy daleko. Moja taryfa ulgowa dobiegła końca. Teraz wszystko w rękach Rapida i Pawła, bo z pewnością nie pozwolą siedzieć mi w więzieniu. Pozostanie tylko garstka lojalnych…

3 dni później…

    Siedzę w celi z ogromnym czarnuchem, który wywodzi się z getta, jego czarne oczy wywołują przerażenie, gdy tylko się w nie spojrzy, tatuaże są biografią jego życia, na lewym ramieniu ma wytatuowane oko oraz łzy z niego wypływające. Łza oznacza morderstwo, a ja na jego ramieniu naliczyłem się siedemnastu, chyba nie wyczuwa zagrożenia, gdy z nim przebywam w celi, ale też nie jest skłonny mi zaufać, wciąż jesteśmy razem w celi, ale żadne z nas się do siebie jeszcze nie odezwało. Jak to czarnuchy z getta mają wielkie ciała, niezwykle twarde charaktery i tak kurewsko kruche serce jeśli chodzi o ich bliskich, pewnie dla niego jestem tylko białą cipką, która od lat była posuwana przez czarnuchów, a w pierdlu znalazłem się przez to, że zgwałciłem dziecko. Domysły… Idzie zwariować, a jego głos i przezajebiście mądre teksty wzbudzają we mnie ekscytacje, leci na Freestyle’u gdy tylko próbuje oderwać się od tego otoczenia. 100 kg samych mięśni, nieco przypomina 50cent’a, ale stylem w pisaniu przypomina Tupaca. Późnym wieczorem, gdy zaraz miały gasnąć światła wstał przemyć głowę i zobaczył, że patrzę na fotografię rodziny, po czym odezwał się do mnie.
-Patrzysz na zdjęcie rodziny i ronisz łzy, chyba jednak nie jesteś pedofilem. Pedofile raczej się uśmiechają, gdy patrzą na swoje dzieci.
-Trafnie, nie siedzę za pedofilie.
-Nie będę dociekliwy, zechcesz, to sam powiesz. Lecz jeśli zdecydujesz się powiedzieć o sobie, będzie to gest mówiący o tym, że postanowiłeś mi zaufać, a jeśli ty zaufasz mi, ja zaufam i tobie. – zrobiłem tylko duże oczy, skurczybyk miał gadane. Życie musi być dla niego walką, skoro ma aż tak dużą wiedzę. Jest inteligentny. Jestem pewien, że gdyby tylko miał szanse wystartowałby na prawnika, albo na polityka i wcale by tu nie trafił. – Nie patrz się tak na mnie – powiedział, a tym samym wyrwał mnie z moich przemyśleń.
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Wiem co o mnie myślisz, dobrze myślisz i lepiej nie zmieniaj zdania, bo będziesz moją osiemnastą łzą i uwierz… Nie siedzę za nie. Teraz spróbuj zasnąć ziomuś, przed nami jeszcze wiele godzin, dni pełnych jebanej bezczynności.
   Nie mogłem zasnąć jeszcze przez wiele godzin, bo jak nie myślałem o rodzinie, to myślałem o moim imperium, o moich chłopakach, którzy zostali z tym wszystkim sami, a jak nie to mi siedziało w głowie, to było to czarnuch, którego imienia nawet nie znałem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz