piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział XXXIII

1 czerwca 2005r.

      -Stanley! – Zniknął gdzieś, gdy wyjrzałem zza rogu, leżało na nim czterech strażników.
-Kurwa! Kruk… Nie dam rady! – Patrzył na mnie z rozpaczą.
- Panowie! Stanley!
-Musimy go zostawić! Zostało nam 50 sekund do wyjścia! – Spojrzałem tylko na Stanley’a, nie pamiętam kiedy ostatni raz czułem taką rozpacz, on tam musi zostać i wiem, że nie będę mógł po niego wrócić.. Kurwa!
       Biegliśmy korytarzami, ludzie Pawła znali plany budynku na pamięć, po 40 sekundach byliśmy na zewnątrz, a helikopter właśnie podchodził do lądowania. Mieliśmy 4 minuty żeby dolecieć na lotnisko, wsiąść do samolotu i odlecieć do Polski.
-Przebierzcie się, musicie wyglądać jak ludzie. – W czasie wszystko było idealnie, lecz zaraz po tym, gdy weszliśmy do samolotu, nadjeżdżał konwój policji.
-Startuj! Kurwa startuj! – Krzyczał Ron, cały mokry ze stresu, nie chciał tam wracać, nikt nie chce wracać do tego więzienia.
        Po kilku godzinach lotu, podchodziliśmy do lądowania na lotnisku we Wrocławiu. Dopadł mnie zachwyt, gdy zobaczyłem jak Wrocław się zmienił, w końcu minęło kilka ładnych lat od mojej ostatniej wizyty. Od długiego czasu odkładałem pieniądze na polskie konto w banku. Nazbierała się tam całkiem ładna suma, postawię firmę za tę pieniądze, lecz jaką? Nie myślałem jeszcze nad tym. W każdym razie muszę mieć jakąś przykrywkę na początek mojej działalności. Gdy spojrzałem na jeden z tatuaży Rona, wpadłem na pomysł. Na szyi miał tatuaż asa kier, pomyślałem więc o tym, bym razem z Rapidem i Pawłem wytatuowali sobie pozostałe asy. Ugrupowanie Quadro, nie gang, ugrupowanie, nie lubię stwierdzenia gangster, gang.
     Po przejechaniu drogi z lotniska do domu moich teściów, nie mogłem przestać podziwiać uroków tego miasta. Nagle wracało do mnie tyle wspomnień. Stanąłem przed drzwiami… I ten niezręczny moment, zawahałem się, by nadusić dzwonek do drzwi, uciekłem z więzienia… Iza nic o tym nie wie, prawdziwe gówno. Radek, w coś ty wdepnął? Zadzwoniłem. Drzwi otworzył teść.
-Radek?! Jezu, co za niespodzianka! Wchodź, wchodź. Kochanie! Zobacz kto przyjechał do nas! – wołał.. Tylko teraz nie wiem czy do Izy, czy do teściowej. No nic. Tak czy siak przyszły obie, a na widok Izy, najcudowniejszej kobiety na ziemi, nogi się pode mną ugięły w taki sam sposób jak przy pierwszym pocałunku, coś niesamowitego.
-Radek! – Krzyknęła Iza i rzuciła mi się na szyję, po chwili pocałowała.
-No już gołąbeczki, już, już. Iza! Daj mi się przywitać z moim kochanym zięciem.
-Gdzie dzieciaki?
-Laila ogląda bajki na telewizorze. Scooby-Doo, matko, jak ona uwielbia tą bajkę!
-Doprawdy? – Pojawił mi się wielki uśmiech na twarzy, gdy ją zobaczyłem, a ona krzyczała tatuś i tak mocno objęła moje nogi.
-Tak mocno tęskniłam!
-Jak tam moja księżniczka? Co oglądasz?
-Scoobiego.
-A gdzie twój braciszek? – wzdrygnęła ramionami, a ja spojrzałem na Izę.
-Siedzi na górze, przed komputerem.
-Komputerem? – zdziwiłem się.
-Wiem, że Polska jest zacofana, ale nie jesteśmy tak daleko za murzynami jak ci się wydaję – powiedział teść. – Kupiłem jakiś czas temu dla własnego użytku. – Zatkało mnie.
-Dobra! To pójde do niego. – gdy wszedłem do pokoju, miał słuchawki na uszach, gdy dotknąłem go za ramie, strasznie się zerwał, przestraszyłem go, ale gdy mnie zobaczył, natychmiast rzucił mi się na szyje.
-Co tam chłopie? Jak ci tu?
-Dobrze, tylko trochę nudno…
-Dlatego siedzisz przed komputerem? Nie ma dzieci do zabawy w okolicy?
-Są, ale są dziwni. Jedna dziewczyna jest w porządku, ale jak powiedziałem, że mieszkam w Ameryce, to tak jakoś dziwnie się zachowuje, strasznie się do mnie klei.
-To chyba dobrze lowelasie.
-Dobrze? Tato!
-Ładna chociaż, podoba ci się?
-W sumie… - Przeniósł się do świata wyobraźni, by sobie ją przypomnieć.
-No jest ładna, ale po co mam pozwalać jej się zbliżyć jak niedługo pewnie wylecimy… - No i pękło mi serce, bo ja wracam z piekła, a Jay ma tam swoich znajomych.
-Wiesz… Przez jakiś czas raczej tam nie wrócimy, zastanawiałem się nad tym, żeby się tutaj przeprowadzić, ale na razie się tylko zastanawiam, nie mów nic mamie, okej?
-Słowo twardziela.
-Zuch chłopak, przybij piątkę. – po chwili spojrzałem na monitor. – A co tam oglądasz?
-Eminema.
-A czego słuchasz dokładnie?
-Like Toy Soldiers – na sam tytuł reagowałem emocjonalnie. Widziałem teledysk na MTV. Przypominało mi to mnie i Rapida, nie wiem co bym zrobił, gdyby zginął.. Nawet nie chce o tym myśleć. Po rozmowie z synem, zszedłem na dół.
-Radek, chcesz coś zjeść, pomidorowa dzisiaj.
-Mamy zupy miałbym odmówić? Nigdy w życiu!
-I jak go tu nie kochać? Ależ trafiłaś Izusiu.
-Wiem mamo, wiem. – Odpowiedziała Iza.
-Mi się wydaję, czy mój zięć przybrał muskulatury?
-Nie wydaje ci się mamo. – odpowiedziałem.
-Ale z ciebie ciacho się zrobiło, no, no. A pamiętam jak kilka lat temu jeszcze byłeś takim chucherkiem. – Powiedziała z uśmiechem.
     Po dniu spędzonym z dzieciakami, ułożyłem je do snu, następnie sam poszedłem się umyć, a myśli związane z więzieniem mnie zżerały. Wciąż przypominałem sobie to spojrzenie Stanleya. Kurwa. Chyba kryminalne życie mnie zjada, a zechcę to rzucić, gdy będzie za późno. Po wyjściu z łazienki, pomaszerowałem do łóżka, pragnąłem tylko snu… I to w normalnym łóżku, prycza dawała mi się we znaki.
-Tak bardzo tęskniłam -  seksownie zgryzła wargi i czekała aż się położę.
-Ja też – oj nawet nie wiesz jak bardzo w pierdlu brakowało mi twojego widoku.

-Choć, zabawimy się skarbie. – Powolnym ruchem zeszła ręką poniżej pasa i zaczęła się bawić moim towarzyszem, następnie weszła pod kołdrę i zaczęła go pieścić językiem. Po grze wstępnej przeszliśmy do namiętnego seksu, kurwa… Jak mi tego brakowało! Seks z Izą od zawsze był dla mnie największym ukojeniem. 

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział XXXII

-Dlaczego kurwa strażnicy nie są opłaceni?! – rzuciło się na mnie kilku czarnuchów, dostałem dwa ciosy w brzuch, omal się nie porzygałem.
-Nie wiem! Wszystko miało być na dziś!
-Łżesz biała kurwo! – Tym razem dostałem z pięści w twarz, położyli na ziemi i zaczęli kopać. -Przekabacili cie na swoją stronę, co, myślisz że nie wiem?! – Wrzeszczy Stanley.
-Dokładnie kurwa! Nie wiesz! – Teraz sam podszedł do mnie, podniósł do pionu, przystawił do ściany i zaczął mnie dusić.
-Jak śmiesz podnosić głos na mnie biała szmato! Ron, weź tą cipę w pizdu! I wróć zaraz! –Ron wyjebał mnie na zewnątrz, otarłem krew z twarzy i poszedłem usiąść na ławce, miałem tylko nadzieje, że nie wyda na mnie wyroku, a ja odchodziłem od zmysłów, bo Rapid z Pawłem przecież nigdy nie zawiedli, więc o co chodzi z tymi strażnikami, kurwa! Siedziałem pod drzwiami jak zbity pies już dobre 12 min. Zaraz miał się kończyć spacerniak, a Ron wciąż nie wychodzi. Stanąłem na nogi z trudem, nagle otworzyły się drzwi, to Ron, położył swoją wielką łape na moim karku i mówi
-chodź!
-Mam przejebane? – nie odezwał się. Wyglądał na wkurwionego, zawlekł do kibla, a ja zacząłem się bać, że stracę życie w więziennym kiblu, myślałem o dzieciach, o tym co chciałem im dać, zrobić z nimi, lecz wszystkie plany przekreślała myśl, że Ron skręci mi kark w więziennym kiblu.
-Umyj się. – powiedział Ron.
-Hę?
-No umyj się, wyglądasz jak gówno.
-To jednak... Nie zginę?
-Pewnie, że nie.
-To co my tu kurwa robimy?
-Masz umyć ten rozjebany ryj – śmieje się.
-Z czego rżysz? – Przemywam twarz, on śmieje się dalej, podnosi mi to już ciśnienie. – Możesz w końcu przestać wietrzyć zęby i powiedzieć o co ci chodzi?! –Kutas śmieje się jeszcze bardziej.
-Gdybyś tylko widział swoją minę. To była próba! Ha, ha!
-Co, jaka próba?
-Wszyscy chcieli sprawdzić czy masz jaja, no i powiem że się nadajesz. – Momentalnie złość zamieniłem na śmiech, a w myślach wciąż sobie powtarzałem, że Rapid z Pawłem zawsze dają sobie radę.
-Ron, słuchaj.
-Co jest Kruk?
-Za kilka dni stąd wychodzę… - Ten pojeb znowu zaczął się śmiać.
-Ale chłopie, Ty kurwa masz dożywocie! – Wybuchł śmiechem jeszcze mocniej, lecz po chwili zrozumiał o co mi chodzi i momentalnie twarz mu spoważniała. – A wiesz, że stąd nie da się uciec?
-Mam po swojej stronie wojskowych z NAVY.
-A mówisz mi to, bo…
-Bo potrzebuje płatnego mordercy.
-Nie, Kruk, dobrze wiesz, że chce tylko wrócić do mamy i mojej siostry. Obiecałem im.
-Nie znam nikogo, kto by się lepiej nadawał. Poza tym na scenie będziesz tylko moim szoferem.
-A co ja niby powiem siostrze, mamie?!
-Nie wiem, powiedz, że jestem biznesmenem, który zamknięty był przez pomyłkę, a za ciebie wpłaciłem kaucję, bo się zaprzyjaźniliśmy, nie wiem, kurwa, cokolwiek, byleby ci uwierzyły. Czaisz?
-Kurwa… I co? Tylko my nawiejemy?
-Planuje stąd też wyciągnąć Stanleya.
-W porządku. Jaki jest plan?
-Plan? – Popatrzyłem na Rona jak na debila.
-No… Plan.
-Nie patrz na mnie jak na debila, tylko mów.
-Co wy tu jeszcze robicie?! Do cel, już! – pierdoleni strażnicy. Gdy tylko znaleźliśmy się w celi, wróciliśmy do rozmowy.
-To jaki jest ten plan?
-Nie mam żadnego planu! – odpowiedziałem.
-To kto go ma?
-Moi wspólnicy.
-I co potem…
-Już nigdy nie zamieszkamy w Stanach…
-Kurwa! Kruk! A moja siostra? Mama?
-Myślałem, że polecą z nami, do Polski.
-Do Polski? Tam jest pieprzony rasizm!
-A mówiłeś, że nic nie wiesz o moim kraju, poza tym do chuja, tu też jest rasizm! Zawsze będzie! A chcesz zapewnić lepsze życie swojej rodzinie, sobie?
-No tak…
-To zostań do chuja moim szoferem.
-A masz tam jakieś wtyki?
- Do Ameryki przyleciałem w 90-tym. Byłem gówniarzem, jak mam mieć tam jakiekolwiek wtyki? Wiem, że na razie szaleją tam mafie. Pruszkowska i Wołomińska, ale wytłuką się nawzajem, albo ja ich wytłukę.
-Wy Polacy macie łby na karku.
-Guzik. Politycy wciąż są głupi, zupełnie jak Ralph.
-Ten z celi obok?
-Dokładnie. – zaczęliśmy się śmiać. A po chwili ciszy Ron się zgodził.
-Idę na to, ale wiesz, że moje utrzymanie wyniesie cie sporo.
-Ron, Ron, Ron, Ron… Ja będę mógł wykupić całą Europę, tylko mi zaufaj.
-W porządku, to kiedy wychodzimy?
-1 czerwca….