środa, 30 lipca 2014

Rozdział XLII

Obudziło mnie wiadro lodowatej wody, zorientowałem się, że jestem przywiązany łańcuchami do krzesła, siedziałem w słabym świetle, a dookoła mnie nie było nic prócz ciemności. Przede mną stało dwóch ludzi w kominiarkach, ubrani w bojówki, buty bojowe, czarne bezrękawniki, wytatuowani, ktoś z pieniędzmi ma swoich ludzi i chce się pozbyć konkurencji, ale kto? Po chwili wyłania się moja Coco Chanel, tym razem nie wygląda jak tępa suka w mini, a raczej jedna z tych twardych lasek w armii. Podeszła do mnie spojrzała mi głęboko w oczy i się uśmiechnęła gniewnie. Po chwili się nachyliła, delikatnie położyła dłoń na moim policzku i wyszeptała.
-Przepraszam, musiałam, wyjdziesz stąd żywy. – Patrzyłem na nią gniewnym spojrzeniem, bo nie wiedziałem o co tu chodzi. Gdy tylko się odsunęła wszedł jakiś mężczyzna. Mówił po Rosyjsku. Długa czupryna, jakieś 185cm wzrostu, palił cygaro, podszedł do mnie i powiedział już po angielsku.
-Nabruździłeś mi w interesach, Kruk. Teraz mi trochę ułatwisz zadanie, a raczej twoi kumple będą musieli to zrobić. Mam pewną propozycję.
-Pierdol się. – odpowiedziałem.
-Cóż. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, myślałem że dobijemy interesu. – Po kilku obejściach mnie, w końcu zgasił cygaro na mojej klatce piersiowej, zacisnąłem zęby i wykorzystałem ból, do racjonalnego myślenia. – Twarda sztuka z ciebie, a jedynie czego chciałem, to żebyś ugadał mnie ze swoimi kontaktami w Azji, no i odpalił mi połowę swojego majątku. Dalej jesteś tak negatywnie nastawiony, czy mamy się zająć twoją rodziną?
-Odpierdol się od mojej rodziny pierdolony kutasie!
-Odpierdolić, to ja ją mogę, tym gnatem, podoba ci się? Na pewno się spodoba twoim dzieciakom.
-Tnij ich tylko skurwiały piździelcu.
-To co?! To co mi zrobisz?! – warknąłem tylko pod nosem i modliłem się o jakieś wybawienie. Byłem tak ograniczony, że przy najdelikatniejszych ruchach podrażniałem sobie skórę, a krew, która spływa z ran, łaskoczę moją skórę.
-Pamiętasz ją? Pamiętasz?! – pokazuje mi zdjęcie dziewczynki. Poznaję ją, przecież to ta dziewczynka, którą zabił Rapid, to ta co mnie prześladuje, gdy coś się sypie.
-Mój tatuś w końcu cie dorwał. – śmieje się – Teraz zginiesz – chichocze – już dużo ci nie zostało. – Zacząłem wrzeszczeć i rzucać się na krześle.
-Doskonale ją pamiętasz, prawda? Mam nadzieję, że cie prześladuje po nocach. – Uderzył mnie w twarz. Ja splunąłem mu prosto w oczy. Więc ten zaczął mnie okładać pięściami. Raz za razem coraz mocniej. Czułem, że połamał mi nos, gdy przestał, zacząłem wypluwać krew, która zgromadziła mi się w jamie ustnej.
Jeden z bojowników ruska przystawia mi broń do głowy. Nagle tylko słyszę świst kuli i dźwięk tłuczonego szkła. Rozbryzg krwi i żołnierz, który stał obok leży już na ziemi we własnej krwi. Po chwili nasłuchiwania ciszy słyszę, że nadlatują helikoptery, patrzę na ruska i nie wiem co się dzieje, patrzę na Lidie, a ta mi puszcza oczko, wyciąga broń i zabija Rosjanina, a potem drugiego bojownika. Patrzę na nią i za chuj nie wiem co jest grane, uwalnia mnie ze ścisku łańcuchów, nie ufnie łapię pistolet, który miałem przystawiony do głowy i celuję do niej, ona podnosi ręce do góry, nic nie mówiąc, emocje się we mnie gotują, coś ściska mi serce i zaraz eksploduje, nie wiem co mam robić, nie wiem czy pociągnąć za spust, czy dać jej żyć. W końcu rzucam długą kurwą i opuszczam broń. Zaciskam zęby i biegnę do wyjścia, choć nie wiem, czy to tak naprawdę wyjście. Po  chwili ona mnie dogania.
-Jeżeli chcesz wyjść stąd żywy, to musisz mi zaufać.
-Co tu się dzieje do cholery, kim są ci ruscy, co to za helikoptery?
-Helikopterami leci Rapid z odsieczą, zapomniałeś że masz GROM w swoim rękach? – w tle słychać odgłosy wystrzałów z karabinów, wybuchy, a ja wciąż próbuję usłyszeć to co mówi do mnie rozsądek, ale skurwiel został we Włoszech.  – Czekaj, masz złamany nos, daj nastawię.
-O nie, spierdalaj.
-No daj, wyglądasz jak Gargamel.
-Oglądałaś smerfy?
-A co, myślałeś że to tylko w Polsce się ogląda? dawaj ten zjebany nos! Nie mamy czasu!
-Dobra, kurwa! – Myślałem, że z bólu puszczą mi zwieracze, łzy mi napłynęły do oczu, ale po chwili ból ustał i mogłem zapierdalać w stronę wolności. Po drodze napotkaliśmy niezły opór, bo co może pistolet z dwoma magazynkami na całą armię, odzianych w kevlar pojebów? No kurwa, nie za wiele. Zamknięci w ciężkim ostrzale oczekiwaliśmy wsparcia, nie wiedziałem na którym jesteśmy piętrze, ale gdy czołg wyjebał dziurę w ścianie, połapałem się, że jesteśmy na pierwszym piętrze. Wziąłem Lidię za rękę i nawalałem ogniem zaporowym, by móc wyskoczyć przez dziurę. Niefortunnie poleciałem za daleko i spadłem na dach samochodu, wtedy gdy się pozbierałem, widziałem Pawła, który stał koło jeepa, z założonym M4 na ramieniu i palącym papierosa. Niestety po przetarciu oczu nikogo tam nie było, ale wiedziałem, że muszę się pozbierać i biec do pojazdu, chwyciłem Lidię i wśród kul zatańczyliśmy tango, by móc spokojnie uciec.

W samochodzie spokojnie mi wytłumaczyła, że Rapid o wszystkim wiedział, a ja miałem być tylko przynętą. Główny problem został rozwiązany, teraz wystarczy pozbyć się reszty nielojalnych przyjaciół od interesów. Mam już dość tego gówna, tego rozlewu krwi, strzelanin, porwań, strachu przed nielojalnością, mam kurwa 40 lat! Czas na jakąś emeryturę i tak już zarobiłem pierdoloną fortunę. Z czarnego kruka zrobiłem się białym, czy siwym, jeden chuj. Jestem już za stary na to gówno. Jeśli moi towarzysze chcą wciąż tym siedzieć, niech siedzą, ale ja się odłączam i nigdy nie miałem nic wspólnego z ich brudnym interesem, nie mam nerwów, by brać to wszystko na barki i ręczyć za wszystkich. Kiedyś przez myśl mi przechodziło żeby pozabijać wszystkich, a potem upozorować własną śmierć, ale kurwa, nie potrafiłbym pociągnąć za spust. Klasyczne gówno, im bardziej je ruszasz, tym bardziej kurwi. Pora odejść stąd na dobre i zająć się czymś pożytecznym, legalnym. No… Może nie do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz