Jestem w
opustoszałym szpitalu, jestem na korytarzu, cisza i to taka konkretna, że echo
niesie rytm bicia mojego serca, przerażające. Idę przed siebie przy zielonej
ścianie, czuję chłód na stopach, widzę windy, chcę wcisnąć guzik, wyciągam
palec wskazujący u prawej dłoni, dostrzegam, że jest we krwi, tak samo druga.
Opuszczam głowę i moja piżama jest we krwi, ale czy mojej? Nie czuję bólu, nie
potrafię się określić.
-Pamiętasz mnie?
– mówi głos jakiejś młodej dziewczynki, odwracam się gwałtownie. Poznałem ją…
Noc z 2 na 3 lipca 1995 roku, to ta naćpana dziewczynka, która miała mnie
zabić. Jest ubrana w czerwonką sukienkę, wygląda w niej na 13 lat. W prawej
dłoni trzyma misia przytulonego do klatki piersiowej, zaś w lewej pistolet. –
Pamiętasz, widzę po twoich oczach, że mnie pamiętasz, to samo spojrzenie miałeś
wtedy, gdy zabił mnie twój przyjaciel, do dziś nie wiem dlaczego. Właśnie…
Dlaczego? – pyta mnie zrozpaczona. Nie odpowiadam. – Przecież nie zrobiłam nic
złego, po prostu słyszałam strzały, nie chciałam nikogo zabijać, a nawet
jeślibym chciała, to nie miałam czym, przecież to tylko zabawka. – Wybuchły we
mnie emocje, tamtej nocy umarło niewinne dziecko! A ja je tak osądzałem… Chcę
jej odpowiedzieć, ale nie mogę. – Za to ty cały czas robisz coś złego. Naprawdę
wierzysz w to, że pociągniesz swoją rodzinę do szczęścia? Spójrz na nich. –
Obróciła się w prawą stronę, ja również spojrzałem w tą stronę. Ujrzałem moje
dzieci, takie radosne, machały mi. Iza się uśmiechała, lecz kiedy im
pomachałem, miny zrzedły, na twarzy Izy widniała nienawiść i łzy, a dzieci
stały się takie obojętne… - Widzisz co
im zrobiłeś? Przez ciebie są smutni! Na dodatek umarł przyjaciel waszej
rodziny, ty jesteś zerem, dlatego już nie masz rodziny. Jesteś sam jak palec!
Sam! – krzyczała, a echo ostatniego słowa niosło się po całym szpitalu.
Zerwałem się ze
snu, zorientowałem się, że jestem cały mokry, leże w szpitalu, obok mnie siedzi
Iza. Wzruszyła się, gdy zobaczyła, że się ocknąłem, ale po chwili przetarła
oczy i zrobiła wściekła minę.
-To kolejny raz,
kiedy lekarze przywracali rytm bicia twojego serca. Zatraciłeś się w tym
wszystkim Radek, już nie jesteś sobą. Straciłeś siebie, straciłeś Pawła i dziś
tracisz mnie, i dzieci. – Wyrywam się żeby coś powiedzieć, a ona we łzach
kładzie mi palec na usta i daje mi do zrozumienia, że mam milczeć. – Tego chciałeś?
Na pewno nie, lecz ja nie mogę być z ćpunem, z alkoholikiem, z mordercą,
kryminalistą… Mam dość. A dzieci? Nawet nie chcą cie widzieć. Dlatego ich tutaj
nie ma. Dałeś dupy Radek! Zyskałeś imperium, pieniądze, lecz pozwoliłeś sobie
odebrać osobowość, rodzinę. Nie próbuj się ze mną kontaktować, dopóki czegoś ze
sobą nie zrobisz. Będę cierpliwa, daję Ci 4 lata, po czterech latach masz
wrócić czysty jak łza, zostawiając to wszystko, byś mógł żyć jak normalny obywatel.
– Wstała z krzesła i poszła, ja zacząłem płakać, spojrzałem na okno, wciąż
padał deszcz, nagle się zorientowałem, że nie wiem jaki dziś dzień.
-Mówiłam, że
zostaniesz sam! – usłyszałem głos dziewczynki. Zacząłem rzucać wzrokiem po
pomieszczeniu, a ona siedziała na moim łóżku naprzeciw mnie.
-Dlaczego tu
jesteś? Czego ode mnie chcesz? Dlaczego mnie dobijasz? Co mam zrobić według
ciebie? – Nagle poczułem na sobie wzrok towarzyszy z sali, no tak, przecież
gadałem do siebie, ta dziewczynka nie istnieje.
-Chcę ci wskazać
drogę, dzięki której odzyskasz część tego co straciłeś.
Ona zniknęła, ja
leżałem jak trup i patrzyłem w sufit, oddychałem spokojnie, czułem dobrze znany
mi już zapach szpitala. Spojrzałem na prawo, na półce miałem kilka jogurtów,
dwie wody i owoce. Iza musiała je przynieść. Gdy wciąż myślałem o niej, pękało
mi serce, obróciłem się w stronę okna, leżąc na lewym boku patrzyłem na krople
deszczu na oknie, zacząłem płakać. Nagle znów ten głos dziewczynki, zaczęła
recytować wiersz.
- Problem
siedzę w osamotnionym domu,
w samotnym pokoju spoglądam na
okno
i obserwuje spływającą po nim
krople,
która przeistacza sie w moją łzę,
bo siedzę w samotności, bez
nikogo mi bliskiego
chcącego mnie wysłuchać, więc
czekam aż ta kropla spłynie,
żeby równie szybko spłynęła łza,
a ze łzą mój problem
którego nie chcą wysłuchać.