czwartek, 13 marca 2014

Rozdział XXXV

5 lipca 2006r.

Lekko po miesiącu zawarcia interesu z Boberem zrobiliśmy kilka transakcji z moimi przyjaciółmi z Rosji. Jakimś magicznym cudem nagle Radosław Polański wzbogacił się o dwa miliony złotych, część wpłaciłem na konto w Stanach na nazwisko Rapida, część na konto w Szwajcarii i niedużą część włożyłem w nową nieruchomość.
Dwa dni później mieszkanie już było udekorowane przez najlepszego projektanta wnętrz ze Stanów. Niccolo Bernage, służył jeszcze Morello, doskonały przyjaciel, zawsze mogę na nim polegać i nigdy nie wymagał ode mnie nie wiadomo ilu pieniędzy. Rozmówiłem się z Izą, czy by nie zrobić imprezy w sobotę, żeby ściągnąć Rapida i Tamarę. Bez chwili namysłu uznała, że to świetny pomysł i że oprócz znajomych powinienem jeszcze zaprosić rodzinę, dlatego też Ron podwiózł mnie pod mieszkanie, gdzie ciocia mieszkała z mężem i z babcią, miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć jej męża.
Zadzwoniłem do drzwi. Otworzyła babcia.
-Radek! Radek! Mój wnusiu kochany! Córuś! Chodź no zobaczyć naszego biznesmena! – Pokrzykiwała ze łzami w oczach. Nie widziała mnie już kilka miesięcy. Nie miałem czasu ich odwiedzić. Po chwili przychodzi ciocia i wiesza mi się na szyi.
-A już myślałam, że zapomniałeś, gdzie mieszkamy. Tyle czasu, no wiesz ty co! – Odsunęła się i spojrzała na mnie z oburzeniem. Po chwili podniosłem wzrok i zobaczyłem wysokiego mężczyznę, dobrze zbudowanego. Krzywo go przejechałem wzrokiem nieufności. Podszedł do mnie i z silnym uściskiem dłoni przedstawił mi się.
-Bartosz. Ty pewnie jesteś Radek. Miło cię poznać. – uśmiechnąłem się życzliwie i spojrzałem w jego piwne oczy. Miał charakterystyczną fryzurę, boki głowy ścięte na krótko, natomiast na górze miał bardzo długie włosy, przystojnie wyglądał.
-Cóż ciociu. W końcu ci się udało – rzuciłem z uśmiechem.
-Widzisz! Mój detektyw! – Coś we mnie pękło. Detektyw? Detektyw?! Że co do chuja?! Czy mam się go obawiać? –Ściga handlujących narkotykami. – Nogi mi się ugięły. – Jest najlepszy, dostał mnóstwo odznaczeń – chwali go ciocia, a ja staram się powstrzymać dopływy negatywnych emocji, by nie było ich widać na mojej twarzy. Gotuje się we mnie, ale nie daje po sobie tego poznać.
-Oj już przestań mi tak schlebiać kochanie. – Skromniś. Po chwili wychodzi kolejna osoba. Chłopak, w moim wieku. Cioci zniknął uśmiech z twarzy. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, a babcia od razu rozkazała nam wszystkim iść do salonu, a nie jak bydło stać w przedpokoju.
-Radek, Adam, Adam, Radek. – Uśmiechnąłem się życzliwie i uścisnąłem mu dłoń.
-Nareszcie mogę cię poznać bracie. – Nie zbyt go zrozumiałem.
-Bracie?
-No… Tak, mamy tego samego ojca. – Zrobiłem wielkie oczy, ciocia się czerwieni, a mi świat wali się pod nogami.
-To ja pójdę po jakieś wino. – rzuciła ciocia i po chwili przyniosła stare wino, które kiedyś wręczyłem jej w prezencie.
-A więc mam brata? – Mówię w kierunku Adama. – Jakim cudem? – Szukam wyjaśnień.
-Wiesz… Twoi rodzice Radku mieli słabszy moment w związku, któregoś razu Twój tato miał dość kłótni i humorów mamy, gdy była z tobą w ciąży. Twój tato się upił i poznał kobietę. Zdradził twoją mamę i przez kilka miesięcy nie potrafił wyplątać się z romansu. Potem urodziłeś się ty. Po roku twój ojciec przyznał się mamie, że coś takiego miało miejsce i nie odzywała się do niego kilka lat, ale nie potrafiła od niego odejść, a twój tato starał się o nią jak nigdy. – Wyjaśniała mi babcia wszystko krok po kroku. – W końcu mu wybaczyła. – Spojrzałem na Adama i był podobny do mężczyzny, którego znam tylko ze zdjęć, a za tym idzie też to, że był podobny do mnie.
-Jest moim partnerem – wcina Bartosz. Tego już za wiele!
-Przepraszam was na chwilę – Skierowałem się do toalety. Mieli niepokój w oczach, gdy ich opuszczałem. Obmyłem twarz, spojrzałem w lustro i patrzyłem tylko, czy przy rozpiętym kołnierzyku nie widać mojego tatuażu. Napisałem też sms’a do Pawła.

Stary, mamy problem. Wyjaśnię ci w firmie. Zacznij się martwić.

Po chwili mi odpisał.
Nadawca: Paweł
13:57
Jeśli piszesz mi to sms’em, to już się martwię w chuj. Czekam tu z niecierpliwością.

Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do salonu, wziąłem łyk wina.
-Radziu, a co to za czarnuch czai się przy twoim samochodzie? – pyta mnie babcia, a ja się uśmiecham szeroko.
-Babciu! Nie czarnuch, tylko Ron! Mój przyjaciel ze Stanów, przyjechał ze mną do kraju, jest moim szoferem. – Bartosz unosi brew i w myślach pewnie zaczyna drążyć po co sprowadziłem tu tego całego czarnucha. – Były wojskowy i gangster – zaspokajam niedobór wiedzy Bartosza. – Nie miał już przyszłości w Stanach, dlatego jest tu ze mną, a ja potrzebuje dobrze przeszkolonego ochroniarza. – Bartosz pokiwał głową, a z jego wyrazu twarzy momentalnie zniknęło zainteresowanie Ronem.
-Poza tym chciałbym was wszystkich z Izą zaprosić do mojego nowego mieszkania na Piwnej. Przy Wyszyńskiego niedaleko Mostu Pokoju w centrum.
-Z chęcią przyjdziemy, tylko kiedy? – pyta ciocia.
-W sobotę – odpowiadam z nadzieją w oczach, że przyjdą.
-A czarnuchy będą? – pyta babcia.
-Mamo! – Gani ją ciocia.
-No dobrze, już dobrze, nic nie mówiłam. – uśmiecha się do mnie serdecznie.
Dostałem sms’a
Nadawca: Paweł
14:30
Weź już tu przyjedź, bo odchodzę od zmysłów.

Odbiorca: Paweł
14:31
Zaraz przyjadę, jestem u cioci. Właśnie wychodzę.

-Przepraszam, ale praca wzywa. Muszę jechać do firmy. – mówię z udawanym żalem, bo zależy mi żeby prysnąć, a Paweł wyczuł właściwy moment kiedy napisać. Pożegnałem się ze wszystkimi i wsiadłem do samochodu.
-Dokąd? – Pyta Ron.
-Do firmy.
-Się robi.
Opowiedziałem mojemu wspólnikowi (as karo) w czym tkwi problem. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
-Weź już zamknij usta, bo zaraz poślinisz to biurko – śmieje się do niego.
-Kurwa, Radek! To poważna sprawa! Co ty chcesz z tym zrobić? –Pyta zaniepokojony.
-Jak to co… Wciągnąć ich do interesu. – przyłożył dłoń do czoła i zaczął je masować mówiąc.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?
-Jak to jak? Spijemy ich. Najpierw wciągniemy w to mojego przyszywanego brata, bo z pewnością chciałby zarabiać tyle co my. Wiem to. Patrzył na mnie z zazdrością, gdy pokazałem się w tym stroju, a potem męża cioci. – Uśmiechałem się złowieszczo, nalałem sobie szklankę whisky i powoli sączyłem.
-Chcesz? – zaproponowałem Pawłowi.
-Daj, za dużo wiadomości jak na jeden dzień.
-Wiem, oj wiem. – nastała chwila milczenia, którą przerwałem. – Wpadniesz do mnie opić tą moją przeprowadzkę do nowego mieszkania?
-Pewnie. Tam chcesz spić młodego?
-Dokładnie. Tylko obawiam się, że Bartosz się połapie. Ron, Rapid, Ty, ja, mamy wytatuowane asy. On szybko łączy fakty i może nas podejrzewać o coś. Coś się wymyśli.
-Obyś nas nie wjebał Radek, obyś nas nie wjebał.
-Jeszcze będziesz mi lizał dupę, że mamy takie układy z policją.
-Zobaczymy. – Burknął.

Iza od rana walczy z garami w kuchni, by upichcić coś wybornego. Ja zaś poświęcam uwagę dzieciakom i e-mailowi. Interesy… Jay i Laila grają ze mną w grę planszową. Kto by pomyślał, że tak to zleci. Laila zaraz kończy 5 lat. Jay już ma 10 lat. Mimo to nie mam większego źródła szczęścia niż moje dzieci, mam tylko nadzieję, że zawsze będą bezpieczni.
-Radek! – woła Iza.
-Co jest? – patrzę na moją piękną kucharkę.
-Ron też dzisiaj będzie? – Zmarszczyłem brwi.
-Chcę żeby był, to nie problem?
-Nie, po prostu pytam się, bo liczę gości.
Tymczasem ja dostałem maila.
Od: Paweł
Temat: Nasz wspólnik ma pytanie.
Godzina: 14:14

Ron mi napisał, że w mieszkaniu stoi prezent zatytułowany do nas. Ma też pytanie odnośnie spotkania w sprawie nowych transakcji.

Poza tym, jak tam przygotowania na dzisiejszą kolację?

Nadawca: Radek
Odpowiedź na: Nasz wspólnik ma pytanie.
Godzina: 14:17

Dobrze, zatem przekaż Ronowi, żeby ten zostawił nasz prezent, oraz kartkę z godziną i miejscem spotkania. Niech przyjedzie w poniedziałek do nas do firmy. O której, to nie ma znaczenia.

Przygotowania idą dobrze, Iza walczy w kuchni z garami, co gorsze nie chce mojej pomocy. Pewnie nie chce żebym jej coś spieprzył, zawsze tak ma jak gotuję dla mojej babci. A ja w między czasie odpisuje na maile i bawię się z dzieciakami, i od czasu do czasu spoglądam na moją seksowną królewnę.

Mam nadzieję, że będziesz punktualnie. Bo mamy kilka mord do spicia. ;)

Dochodzi godzina 18:00. Do drzwi jest już pierwszy dzwonek. To Rapid z Tamarą i dzieciakami. Przylecieli o 17:30. Oprowadzam ich po mieszkaniu. Co prawda jest to mieszkanie w bloku, to mamy dwa najwyższe piętra dla siebie. Były dwa mieszkania na sprzedaż, jedno i drugie, na dodatek ładnie usadowione nad sobą. Dlatego nie mogłem się oprzeć aby kupić oba i zrobić z mieszkań w bloku duże mieszkanie. Niccolo odwalił kawał dobrej roboty. Wszystko wygląda klasycznie, bogato. Na parterze mamy ogromny salon połączony z kuchnią i jadalnią, a w tym pomieszczeniu stoją bardzo drogie meble. Na piętrze są sypialnie dzieciaków, mój gabinet, biblioteka Izy i łazienka, bardzo duża. Nie mogą wyjść z podziwu. Jest jakieś 15 minut po 18, a do drzwi dzwoni dzwonek. Otwieram, to Ron z Pawłem, gdy się przywitali ze wszystkimi, znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Teraz to ciocia z babcią Bartoszem i Adamem. Oprowadziłem wszystkich po mieszkaniu i gratulowali mi wystroju.
Impreza szła w najlepsze, gorzała się lała, jedzenie znikało ze stołu bardzo szybko, Iza nie mogła wyjść z dumy.
-Radek, wiesz co ci powiem? – Mówi sepleniąc do mnie Rapid. – Nie lepszej gorzały, od polskiej gorzały. – Wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz babci, lecz gdy ciocia jej przetłumaczyła od razu się rozchichotała.
-Wiem Rapid, wiem. Wtem położył prawą dłoń na stole i podwinął rękawy. Nad kciukiem, na nadgarstku miał wytatuowanego asa trefl. Ja siedziałem w białej koszulce, więc było widać mojego asa wino na szyi, u Rona delikatnie wystawał tatuaż asa kier. Tylko Paweł na razie miał schowanego swojego asa karo. Adam to zauważył. Dlatego zabrałem go na pogawędkę na balkonie. Już jest spruty.
-Radek – Wyseplenił. – Dlaczego wy wszyscy – dołącza do nas Paweł z Bartoszem. – macie te, te, tatuaże asów? – Paweł patrzy z zakłopotaniem na Adama.
-To na znak przyjaźni bracie. Po melanżu w Stanach je sobie zrobiliśmy. – Kolejna zagadka została rozwiązana w oczach Bartosza, czy ten skurwiel na poważnie zamierza nas przeczytać? Patrzę na niego dość nie ufnie, ale jest ciemno, nie widzi tego spojrzenia.
-Te blizny Pawle, to skąd? – Pyta Bartosz. Ten mu opowiada o tym jak służył w wojsku.
Do Bartosza dzwoni telefon.
-Co? Kurwa, kiedy? – nasłuchuje – No jak chuj, teraz nie mogę! Piłem… Ale.. Tak jest szefie.
-Co jest? – Pytam.
-Morderstwo ważnej szychy gangu narkotykowego.
-Ahm – I zaczął wibrować mój telefon w kieszeni. – To poproś Rona, jest trzeźwy, zawiezie cie na miejsce.
-Dzięki Radek - i wybiegł z nim z mieszkania. Teraz ja odebrałem telefon.

-Radek… Bober nie żyje. – kurwa! 

środa, 12 marca 2014

Rozdział XXXIV

1 czerwca 2006r.

Minął rok odkąd uciekłem z więzienia, rozkręciłem swoją firmę i już pracuje na najwyższych obrotach, co mnie bardzo cieszy, ponieważ przynosi sporo dochodów. Powiedziałem Izie, że uciekłem z więzienia i dąsała się na mnie za to przez kilka ładnych miesięcy, ale z drugiej strony cieszy się, że jest tutaj, w swoim kraju, przy swoich rodzicach. Co prawda rozglądaliśmy się za możliwością kupienia własnego mieszkania, a ja po ostatnich latach życia w luksusie, zrobiłem się okropnie wybredny jeśli chodzi o dobrobyt. Andrew, teraz już as trefl działa w Stanach, ktoś tam musi pilnować interesu, a nikt się bardziej do tego nie nadaje.
Budzę się, w ustach czuję posmak alkoholu, to pewnie dlatego, że popiłem z Pawłem wczoraj, jeszcze tak w środku tygodnia, oj nie ładnie. Wzrokiem rzucam na lewo i prawo, i rozpoznaję że jestem w znanej mi sypialni. Przewracam głowę na lewą stronę i widzę mojego najpiękniejszego anioła, w głowie mam tylko nadzieję, że nie czuje zapachu gorzały z mojego wydechu. Po dziesięciu minutach wpatrywania się w nią jak w obrazek zacząłem się zastanawiać jak ona daje sobie radę z tym wszystkim… Zabójstwo dziewczynki na naszym ślubie, porwanie jej z dziećmi, ja trafiam do więzienia, gdy jej nie ma w kraju, czy ją to przerasta? Jeśli tak, to dlaczego nic o tym nie mówi? Jeśli nie, to jak ona to robi? Tacy jak ja nie powinni zakładać rodziny. Może gdybym upozorował własną śmierć? To by było coś szczerze mówiąc, działałbym z kompletnego ukrycia.
Gdy wstałem z łóżka na moim zegarku była 10 i przez chwilę się zastanawiałem jak Iza dzisiaj pracuje, doszedłem do wniosku, że ma dziś nocny dyżur. Poszedłem do łazienki, przez chwilę podziwiałem swój nowy tatuaż, asa wino, który był umiejscowiony na prawej, dolnej części szyi. Doprowadziłem się do porządku i zszedłem na dół przygotować jakieś śniadanie dla mojej królewny, no i oczywiście sam się musiałem czegoś napić. Dlatego wycisnąłem dwie szklanki soku z pomarańczy, wypiłem duszkiem, nic mnie bardziej nie orzeźwia, gdy mam kapcia w ustach po alkoholu. Teściów nie ma, pewnie są na zakupach.
Zrobiłem jajecznicę, do tego na deser jogurt i masa owoców. Położyłem wszystko na tacy i poszedłem na górę zrobić miłą niespodziankę mojej ukochanej. Dochodziła 11, zbudziłem ją i od razu jej krzywa mina zniknęła i pokazała mi słodki uśmiech, ale po chwili spojrzała na mnie i zrobiła się bardzo poważna.
-Nie myśl sobie, że po wczoraj, jak dziś podasz mi śniadanie do łóżka to złość mi przejdzie. – Cholera. O co jej chodzi? Coś wczoraj wywinąłem? Nie pamiętam. Może chodzi jej o to, że się napiłem. Nie wytrzymuje i pytam.
-A co dokładnie wczoraj zrobiłem?
-Żartujesz sobie ze mnie Radku? – Patrzy na mnie spod byka.
-Nie. Co zrobiłem, Iza? – Przez niepewność, powoli zaczynał mnie gnębić wstyd.
-Nie byłeś w stanie… - Przerwała. – No wiesz. – Spojrzałem na nią. – Zaspokoić mnie. – Zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia. Kurwa. Czy mój sprzęt doznał tego czasu, że przestał mi służyć? Tak wcześnie? No kurwa..
-Co? Że ja? Wiecznie na ciebie napalony ogier, nie mogłem cię zaspokoić? – Wciąż nie mogłem uwierzyć. – Nie wierzę! No nie wierzę. – Ona tak patrzy na mnie i patrzę na jej usta, zaczynają delikatnie drżeć. Zaraz, ona powstrzymuje śmiech! Jak zawsze! Jak zawsze straszy mnie, gdy tylko wrócę do domu wypity. – Nie ładnie tak Izabello. Bardzo nie ładnie. – Śmieje się, że połknąłem to jak dziecko. – To poważna sprawa! A gdybym naprawdę nie mógł cie zaspokoić?
-Cóż… Po pierwsze to jest niemożliwe w twoim przypadku, po drugie pewnie sama bym się zadowoliła czymś, może kimś – Popatrzyłem na nią nie ufnym spojrzeniem i od razu ode chciało jej się żartów.
-Jedz, smacznego. – uśmiechnąłem się.
-A ty kochanie?
-Ja już jadłem.
-O której jedziesz do firmy?
-Pewnie za chwilę, Paweł już na pewno dostaję wariacji, że tak długo mnie nie ma. – dzwoni telefon. – O wilku mowa.
-Wiem, że wczoraj popiliśmy, ale do chuja nie na tyle, żebyś dzisiaj miał w piździe firmę. – Mówił to spiętym, oburzonym głosem.
-Spokojnie, zaraz będę.
-No mam nadzieję.
Ubrałem się w szykowny, czarny garnitur i pojechałem do firmy. Tam obmyślaliśmy jak zacząć całą działalność… Paweł umówił mi spotkanie z ważnym człowiekiem mojego pokroju, nie wiem jak go odnalazł, ale grunt, że wypełnił swoje zadanie, teraz ja musiałem wypełnić swoje, bo chce zawrzeć ze mną umowę. Tyle, że po pierwsze: To ja mu dyktuję umowę. Dwa: On ma być tylko jednym z wielu moich pracowników, tyle że nieco wyżej postawiony od innych moich żołnierzy. Trzy: Jak spróbuje mi rozkazywać, to jakimś cudem ten facet nie pojawi się już nigdzie. 9mm. Robi swoje. Mój wewnętrzny demon aż się szczerzy na takie myśli.
Koło 23 Ron wiezie mnie i Pawła stylowym, czarnym audi A6 gdzieś w biedne okolice Wrocławia. Nie wiem skąd się wziął w Polsce zwyczaj ubijania interesów w brudnych, brzydkich, miejscach, to odrażające, bardzo odrażające. Dojeżdżając na miejsce czekały na nas trzy mercedesy. Gdy Ron zatrzymał samochód, wysiedli z nich ludzie. Najpierw z dwóch bocznych samochodów ośmiu ludzi. Ubrani na czarno, w skórach, ho, ho. Prawdziwa Polska mafia. Śmiechu warte. Ze środkowego samochodu wysiada dwóch ludzi i kierowca cofa się o kilka kroków i otwiera tylne drzwi samochodu. Wychodzi facet w garniturze i staje przed samochodem z rękami w kieszeni. Wychodzimy z Pawłem. Ron zaraz po nas z klamką w dłoni. Idziemy we dwóch pewnym krokiem przed siebie, Joker niesie aktówkę.
-Panie Kruk – wyciąga rękę w moją stronę i oddaję delikatny ukłon, szanuje mnie?
-Witam. – Nawet nie wiem jak się nazywa.
-Czytałem o pańskiej działalności w Stanach. – Na mojej twarzy pojawiło się takie zdziwienie, że zamiast niej pewnie był ogromny znak zapytania. – Jak pana przyskrzynili pisali o tym w gazetach na skalę światową.  – Zacząłem się śmiać, a on się uśmiechnął.
-Cieszy mnie to. – momentalnie znikł mi uśmiech z twarzy – ale mnie tu nie ma, rozumiesz. Nigdy nie było i nigdy ze mną nie rozmawiałeś i nie wiesz jak wygląda moja twarz. W aktówce masz plan naszej współpracy, jakie będziesz miał zadania, gdzie mnie znajdziesz, jakie będziesz dostawał tygodniowe wynagrodzenie i weź coś kurwa zrób ze swoimi ludźmi. Wyglądają jak menele, a nie ludzie z klasą. – jednego chyba uraziło to co powiedziałem, bo bardzo się skrzywił. Wyciągnąłem broń i przystawiłem mu do czoła. – Jeśli mówię, że wyglądasz jak menel, to wyglądasz jak menel, jeżeli mówię, że masz zmienić swój strój, to go kurwa zmieniasz, rozumiesz? – przełknął ślinę i pokiwał głową. U wszystkich innych panował strach, niepokój. – A więc panie… - Przerwałem.
-Proszę mi mówić Bober.

-A więc panie Bober… W razie gdyby pan nie zrozumiał umowy, proszę się ze mną skontaktować, pod danym adresem będzie mieszkanie, klucz do niego będzie w aktówce. Jest zupełnie puste, lecz jeśli umieści pan w nim kwiatka w salonie, na oknie, to znajdę pana. Niech pan nie docieka jak, po prostu mam swoje sposoby. A więc do widzenia. – rzuciłem. A ten mi odpowiedział  i delikatnie się ukłonił. Wsiedliśmy do samochodu i Ron odwiózł mnie do domu. Ucałowałem dzieci na dobranoc i sam położyłem się do spania.