piątek, 25 października 2013

Rozdział XXVI



     24 lipca 2004r. Z żółtymi dobiłem nowego interesu, zaczęliśmy szmuglować podrabianymi zegarkami, ich produkcja wynosiła grosze, a opychaliśmy je za co najmniej osiem razy więcej. Stojąc w kuchni rozmyślałem nad tym, jak załatwić dzisiejszą sprawę. Jakaś tajna grupa policjantów deptała mi po piętach, wysadzała moje interesy, po prostu zaczął mnie trafiać szlag. Tym razem planowałem zastawić pułapkę, ale rozmysły nad przeprowadzeniem akcji przerwała mi Iza.
-Radek, co dzisiaj robisz?
-Mam kilka spraw do załatwienia, a co?
-A bo chciałam iść na zakupy z dzieciakami do centrum handlowego i fajnie by było, gdybyś się wybrał z nami.
-Przepraszam skarbie, ale nie dam rady.
-No cóż… Trudno. – Rzuciła spojrzeniem w dół i po chwili zaczęła zalewać kawę.
-Zrobić jajecznicę? – Zapytałem.
-A może kanapki?
-Jak wolisz. Mogą być i kanapki – ucałowałem ukochaną w policzek i zabrałem się do robienia śniadania.
-Wiesz, że moja przyjaciółka z pracy spotyka się z Pawłem? – wyskoczyła ze świeżymi plotkami.
-Paweł kogoś ma?! – Zdziwiłem się, że nic nie wiem.
-No to od tamtego czasu, jak Paweł złamał sobie szczękę.
-Ładna ta pielęgniarka?
-No dosyć. Czekaj! Mam jej zdjęcie. – Twarz z wysuniętymi kościami policzkowymi, ze słodkimi dołeczkami, śnieżnobiałym uśmiechem, blond włosami i ciemnoniebieskimi oczami. Wąski, śliczny nos… Tak to zdecydowanie styl Pawła. – To zdecydowanie styl Pawła.
-Haha! Coś w tym jest. – po chwili zadała pytanie. – O której jedziesz do rezydencji?
-Jak zjemy śniadanie.
-To akurat my pojedziemy do centrum.
-Podwieźć was?
-A odbierzesz nas potem?
-Pewnie.
-To idź obudzić dzieciaki.  – Posłusznie poszedłem je wywalić z łóżka, zjedliśmy śniadanie w dobrym humorze i zawiozłem Izę z dzieciakami do centrum. Następnie ruszyłem do rezydencji. Rozsiadłem się w fotelu, nalałem sobie odrobinę whisky i odpaliłem papierosa, pogrążyłem się w myślach, jakby przeprowadzić akcję do złapania tych pojebów co odważyli się deptać mi po piętach. W tym czasie pojawił się Rapid z Pawłem.
-Kruk! Mam zajebisty plan! – powiedział Rapid.
-No to wal czarnuchu! – Odpowiedziałem mu z uśmiechem na twarzy.
-Za tego czarnucha to się pierdol! Teraz to nic ci nie powiem.
-Dobra. Koniec żartów. – Powiedział Paweł.
-Nie kurwa… Ten biały kutas mnie uraził… Chuj ci w dupę kurwa, teraz nic ci nie powiem. – Z urażonym ego, wypiął się na nas i odpalił cygaro.
-Dobra. Już dosyć mordo ty moja. Wal, co tam wymyśliłeś?
-Mam znajomego, zajebistego detektywa, który wisi mi przysługę.
-No to dalej! Dzwoń do niego!
-Już to zrobiłem i co najlepsze już się odezwał i wiem, gdzie znajdziemy tych fajfusów.
-No to Paweł zbieraj ludzi, jedziemy. – Około godziny 12:21 byliśmy na miejscu. Byliśmy pewni, że wszyscy siedzą w budynku, więc wyciągnęliśmy 4 wyrzutnie rakiet, 2 CKM’y i 2 M16 z granatnikami. Zaczęliśmy ładować w budynek. O godzinie 12:30 budynku nie było. Przeszukaliśmy gruzy, szczątki ciał leżały wokół. Nikt nie przeżył. To wiadomość dla moich wrogów. Ze mną się kurwa nie zaczyna.

3 godziny wcześniej.

   - Hu, widzę ruch w kuchni. Nasz cel już stoi na nogach. Wpadamy zabieramy jego i rodzinę?
-Zgłupiałeś An?! Widzisz te dwa czarne Suvy?
-Tak.
-To jest 24 godzinna ochrona jego rodziny. Musimy czekać na dogodną okazję żeby zaatakować.
-Rozumiem.

2 godziny później.

-Wychodzą! Hu! Wychodzą!
-Dobra. Opanuj się. Jedź za nimi, ale nie podjeżdżaj zbytnio. – Po kilkunastu minutach jazdy Iza z dziećmi idzie do centrum handlowego. Hu i An idą za nią. Ochroniarze nie są świadomi, że zagraża im niebezpieczeństwo.

-Deryl, pójdziesz za nią? Ja zostane w samochodzie.
-No dobra. – zanim złapał za klamkę, by otworzyć drzwi, dostał kulkę w łeb. Gdy kierowca połapał się, że jego partner nie żyje, wyciągnął broń, lecz on też dostał kulkę w łeb. Dzieciaki biegały pośród tłumu, ganiały się, Iza rozmawiała z ekspedientką. Po kilku sekundach dzieciaki były dosyć daleko od sklepu, gdy wybiegła za dziećmi, zauważyła, że Jay się szarpie i krzyczy o pomoc. Przerażona wyciągnęła telefon i próbowała się dodzwonić do Radka. Ten nie odbierał. Pomyślała „Ja pierdole! Ten jak zwykle pracą zajęty, po chuj odebrać telefon od żony?!” Pobiegła za porywaczami. Zwróciła się do przechodzącego funkcjonariusza.
-Proszę pana! Proszę o pomoc! Porwali moje dzieci!
-Gdzie? Gdzie udali się sprawcy?!
-To tamci dwaj mężczyźni. – Funkcjonariusz pobiegł do samochodu z wyciągniętą bronią, kazał im się poddać. Po tych słowach Hu wyciągnął broń i zastrzelił policjanta. Matka dzieci zaczęła krzyczeć, założyli jej worek na głowę, ogłuszyli i wsadzili do bagażnika. Z piskiem opon natychmiast odjechali.
    Gdy ściągnęli Izie worek z głowy, pierwsze co ujrzała, to zegarek. Była 12:30.

Zadzwonił do mnie telefon.
-Radek! Ochroniarze nie żyją!
-Co?! Co z Izą i dzieciakami?!
-Najprawdopodobniej porwane…
-Wiesz przez kogo?
-Nie, dopiero się dowiedziałem.
-Kurwa!
-Co się stało? – Pytają panowie.
-Porwali moją rodzinę. – wsiedliśmy do terenówek i pojechaliśmy do rezydencji. Rozkazałem ludziom dowiedzieć się jak najwięcej. Czas leciał, ja siedziałem z dupą i pierwszy raz od dawna prosiłem w głębi ducha jakby Boga, żeby pilnował życie Izy i dzieci.


-Kong Lu? Załatwiliśmy robotę. W przeciągu kilku godzin Kruk pojawi się tu z ludźmi.
-Dobrze. Wujek Poo wkrótce was wynagrodzi.
-Co teraz?
-Będziemy prowadzić negocjacje. Pan Kruk będzie musiał ustąpić większości interesów. Inaczej pożegna się z rodziną. A i jeszcze jedno. Tylko dobrze zajmujcie się dzieciakami. One nic nie zrobiły, są niewinne.
-Dobrze szefie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz