środa, 2 października 2013

Rozdział XVII

      Bliskie spotkanie ze śmiercią, ale nie błagałem o litość. Stawiałem czoła wyzwaniu, chodziłem na rehabilitacje, nie dawałem bezsilności za wygraną. 28 maja 1997r. Pełen zdrowia i siły.  Za równy miesiąc roczek mojego syna. Śliczny chłopak z oczami matki, nosi imie Jayden. Nasz mały super-bohater. Na kogo dzieciaku wyrośniesz? Obyś nie szedł w ślady ojca i faktycznie został kimś, ale nie w taki sposób jak twój tatuś. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy, kłaniają się, składają wyrazy szacunku. Stałem się wpływowym człowiekiem ze względu na Morello. Cholernie często ostatnio jestem u jego boku.
    Pawła przenieśli do bazy wojskowej w LA. Zadanie? Wyszkolić żołnierzy na świetnych strzelców. Czy się da? Raczej wątpię. Paweł urodził się z bronią w ręku, jego ojciec z dziadkiem byli myśliwymi. Więc pewna ręka i precyzyjne strzelanie mają już w genach. Nigdy mu nie dorównają. Lecz kto wie, w końcu trening czyni mistrza. Pomimo to cieszyłem się z tego, że częściej będę go widział i nie będzie szkolił tylko w bazie wojskowej, ale i w rezydencji Morello. Ostatnio interesy idą w złą stronę i w LA robi się niebezpiecznie. Każdy chce mieć jak największe wpływy. Wiedziałem do czego to biegnie. Musiało do tego dojść. Zbyt długo każda głowa w tej grze siedziała za cicho, ale to była cisza przed burzą. Szef już ma swoje lata, ale z roku na rok ma coraz większy łeb na karku. Nie byliśmy jakoś ważni w tej całej grze, sieć pięciogwiazdkowych hoteli, mała dystrybucja narkotykami, kilka kasyn w Las Vegas, nie było ciężko, dopóki każda z rodzin nie zapragnęła zgarnąć całe terytorium LA dla siebie. Morello… Jak kiedyś był wulgarny i porywczy, tak teraz jest oazą spokoju i niedaje się wyprowadzić z równowagi.
-Kruk ostatnimi czasy nasze interesy wyglądają krucho.  Gravano Junior przejął władzę po ojcu. Od tego czasu zaczęła się wojna między głowami rodzin. Jr. Zabrał nam 3 hotele i sporo innych interesów rodzin jak: Gassisi, Leone, Pistone, Valenti, Fontane. Teraz każda rodzina próbuje jakoś odzyskać swoje wpływy i atakuję kolejną. To jest prawdziwa wojna. Tracimy pieniądze. Te trzy hotele nam nie płacą. Valenti i Fontane przejęli nasze kasyna w Las Vegas, mamy jeszcze tylko kilka restauracji w Nowym Jorku, dwie w LA i kilka Hoteli w LA. Na dodatek Gassisi organizuje napady na nasze dystrybucję narkotyków. Teraz zwołanie głów rodzin nie pomoże, musisz zacząć działać. Zacznij szukać sobie ludzi na ulicy, takich którzy ci się przydadzą i przyniosą sporo zysków nam wszystkim.
-Rozumiem szefie. Znajdę swoich ludzi, każdy będzie awansował na wyższe rangi, by zwalniali miejsce innym. Tak utworzymy armie i zaufanych sobie ludzi. Na początek zamierzam zebrać czterech ludzi. Wróciły lata 30-ste. Szef jest głową rodziny, ale teraz to ja jestem Donem. Dziękuje za tą posadę i zaufanie, którym mnie darzysz. Przysięgam ci, że cie nie zawiodę. Tylko wie szef, że potrzeba nam dobrego adwokata, będą problemy z prawem.
-Wiem. Mam świetnego prawnika. O nic się nie martw. – Postanowiłem Rapida uczynić moim Wiceszefem. On miał mieć pod sobą swoich czterech żołnierzy i ja pod sobą też. Każda rodzina tak wyglądała. Don, trzech-czterech wiceszefów i armia pod każdym z nich. Chyba jestem jedynym Donem, który bierze udział w akcji. Mam najsłabszą armię i najwięcej do odbicia. Wszystko leżało w moich rękach i ode mnie zależało od czego zaczniemy. Najpierw postanowiliśmy sobie zebrać ludzi. Zaczęliśmy krążyć po biednych dzielnicach i szukaliśmy młodych dzieciaków, 20-25 lat o których było głośno w okolicy. Pierwsze o kim usłyszałem, to James Lane. Ksywka Midget (karzeł). Ma 155cm wzrostu. Chodzą plotki, że którejś nocy poszedł do klubu i wyrzuciła go ochrona, chciał się zemścić, więc skonstruował bombę i wysadził lokal. Jeśli faktycznie jest taki hardy, to muszę go znaleźć, przyda mi się taki rozpruwacz w ekipie. Dostałem numer jego telefonu: 970-744-9084 wystukałem w budce telefonicznej. Dodzwoniłem się.
-Halo?!
-James Lane?
-Przy telefonie.
-Za 15min na placu zabaw.
-Po pierwsze. Kim ty kurwa jesteś, że mi rozkazujesz? Po drugie, bo co?
-Po pierwsze. Kruk. Po drugie, wsadzę Ci trotyl w dupsko.
-Ten Kruk? Od Morello?
-Tak. Dokładnie.
-Zaraz tam będę. – Dojechał po 10 minutach. Cholera. Śmiesznie było na niego patrzeć. Ubrany w brązową skurzaną kurtkę i brązowy kapelusz idzie, wygląda jak dziecko, z wąsem…
-Jak mnie znalazłeś i co ode mnie chcesz?
-Nie ważne jak, ważne że znalazłem. Jesteś mi potrzebny. Nastała wojna w LA. Potrzebuję ludzi.
-Ludzi? Panie. Znam mnóstwo ludzi.
-Tak też myślałem. Chciałbym Cie zwerbować.
-Mnie? Po kiego grzyba?!
-Słyszałem, że skonstruowałeś własną bombę i wysadziłeś lokal w powietrze.
-A no! Ze szkoły też mnie wyjebali, jak wysadziłem toaletę. Uwielbiałem chemie i fizykę. Nagle chciałem wytestować swoją wiedzę i doszło do tego, że wyleciałem ze szkoły.
-No to ładnie – odpowiedziałem w śmiechu. – Witam na pokładzie Karle.
-Od razu Karle. Karzeł tu, Karzeł tam. Co wam poradzę, że już kurwa nie urosnę?!
-Spokojnie. Lepsze Karzeł, niż teraz miałbym Ci mówić po nazwisku.
-Słusznie.
-Ilu znasz ludzi na Skid Row?
-Mnóstwo.
-Masz pewność komu można ufać? I przydałby się w zespole.
-No to zależy kogo chcesz.
-Przydałby się osiłek. Koleś od wytrychów. No a rozpruwacza już mam, czyż nie?
-He, He.. No tak. – Odpowiedział z uśmiechem.
-Wsiadaj. Pokażesz mi ich.
-Pierwszy to Bullhead (Byczek) Charles Hernandez. 179 cm wzrostu i 100 kg mięśni. Jest ostro porysowany, wszędzie ma jakąś Blizne. Na całym ciele. Ponoć kiedyś ktoś władował cały magazynek z rewolweru, a on to przeżył. Ma 4 okrągłe blizny na tułowiu, odstrzelony mały palec i delikatnie rozerwane ucho. Łysy. Uwielbia chodzić w podkoszulkach.
-Wporzo. Prowadź. – Pojechaliśmy do jego bloku. Wjechaliśmy na 7 piętro. Zaprowadził mnie do drzwi, zapukał szyfrem… 1,1,2,2,1,3. Otworzył. Od razu się na mnie rzucił, przystawił do ściany, wyciągnął broń i przystawił do czoła.
-Kim jesteś kmiocie? – Wybełkotał. Ledwo go zrozumiałem. – Policja
-Spokojnie  Byczku – powiedział karzeł.
-Lane?! Brachu! A co ty tu robisz z tym cwelem?
-Ten cwel to wspaniały człowiek. To kruk. Czytałeś gazety?
-Pojebało cie? Ja nienawidzę czytać!
-No tak. To może o nim słyszałeś. To jest Kruk.
-Kruk… Kruk.. Ten od Morello?
-Brawo.
-To w takim razie przepraszam i największe uszanowania panie. Co pana do mnie sprowadza?
-Nie martw się Charlie. Nic się nie stało.-Byczek, proszę pana. Byczek.
-Nie panie, tylko Kruk.
-Jasne.
-Jesteś mi potrzebny w zespole. Ktoś z twoją siłą, jest mi potrzebny.
-A pieniążki? Jakie pieniążki? Dobre pieniążki? Pachnące pieniążki?
-Dobrze wykonana robótka z Twojej strony, a pieniążków tyle, że ich smrodu z kieszeni nigdy nie wypierzesz.
-Wchodzę!
-No ja myślę. Choć. Pojedziesz z nami.
-Dokąd?
-Po jeszcze jednego człowieka, którego chce zwerbować. – Wsiedliśmy do samochodu.
-No, to kto teraz?
-Robert Rivera. Handyman (Złota rączka) albo River. (rzeka)
-Rzeka? Dlaczego Rzeka?
-Bo to świetny kierowca. Nie ma lepszych od niego.
-Czyżby?
-Serio!
-A z otwieraniem zamków jak sobie radzi?
-Znakomicie. Przejął fach po dziadku.
-No cóż, to jedziemy go sprawdzić. – Pojechaliśmy do lokalu, w którym siedzi i przyjmuje zamówienia do otwierania zamków.
-Witam panów.
-Witaj Rivera. Potrzebuję twoich umiejętności. Wiem, że cie chuj strzela w tej pracy. A co powiesz na spore zarobki?
-Jak spore?
-Kilkanaście tysięcy tygodniowo.
-Wchodzę!
-Ale!
-Jakie ale?
-Musisz się pokazać z najlepszych stron. Ponoć jesteś świetnym kierowcą.
-Tak. Jestem.
-Narcyz! Haha. Dobra. Bez jaj. Przez budynkiem stoi BMW E38. Będzie nas czterech w samochodzie. Masz pokazać na co cię stać.
-Mogę prosić kluczyki? – Zamknął lokal, wsiadł za kierownicą. Karzeł z Byczkiem siedzieli z tyłu. Ruszył spokojnie, pojechał na zatłoczoną drogę i zaczął popierdalać jak szalony. Kilka razy myślałem, że jak nic skończy się to kraksą, ale ku mojemu ździwieniu jeździł świetnie! Zatłoczona ulica. Wskazówka pokazuje 160 km/h wchodzi na ręcznym, tuż przez ciężarówką, już czułem jak nam wjeżdża w dupsko i nas miażdży, ale otworzyłem oczy i jechaliśmy dalej. Kazałem mu przestać, pojechaliśmy do restauracji omówić warunki. Koło 23 ruszyliśmy przejąć jedną z naszych restauracji. Była nieopodal. Już miała być zamykana, ale postanowiliśmy przedłużyć to zamknięcie. Wyciągnąłem pistolet z tłumikiem, zdjąłem dwóch frontowych ochroniarzy. Wewnątrz jeszcze jeden stał przy ladzie i czwarty pilnował dobytku na zapleczu. Natomiast menadżer restauracji siedział przy stoliku przestraszony pilnowany przez Byczka. Dosiadłem się.
-Panie Mosby… Ładnie to tak się odwracać? Zrywać lojalność za większe pieniądze? Wie pan co teraz musimy zrobić?
-Nie! Proszę! Nie! Zostawcie mój lokal!
-Lokal? Panie Mosby, lokal jest nam potrzebny, tak samo jak pieniądze, które przynosi. Źle panu było?
-Nie było źle… Ale… Ale… Oni grozili mi bronią! No co miałem zrobić?!
-Oj proszę się nie martwić… Pańska żona na pewno zrozumie, że to tylko interesy.
-Nie! Proszę! Błagam! Zostawcie moją rodzinę!
-WEŹ SIĘ KURWA W GARŚĆ! – Mało nie spadł z krzesła. – Przestań się mazać i postaw się! Nic Ci nie zrobię ośle! Nie jesteśmy potworami! Pan Morello prosi aby się od niego nie odwracano. Wzmacniamy ochronę, tylko proszę zacząć płacić panu Morello. A w zamian pańska rodzina dostanie każde marzenie. Co pan na to, panie Mosby?
-Wchodzę w to. Proszę przekazać panu Morello wyrazu szacunku i najszczersze przeprosiny.
-Pan Morello zrozumie. Jeśli dostanie pieniądze.
-Tak! Tak! Pieniądze! Wczoraj ludzie pana Gravano mieli przyjechać po pieniądze za ochronę, ale oddam ją wam. Co tydzień mamy w sejfie po 5 tyś. Co miesiąc dwadzieścia. Więc 9 tyś dostanie pan Morello za każdym razem.
-15! I tak ma pan zapewnione spełnienie marzeń.
-No tak. Tak. Niech będzie 15!
-Pan Morello, będzie zadowolony. Miłego wieczoru panie Mosby. – Wyszliśmy. Dałem chłopakom 1.5 tyś na głowę. Dziwili się, że tyle pieniędzy wpadło im w łapy. Resztę oddałem Morello.
      Mam nadzieję, że Rapid, również znalazł swój skład i przejął ostatnią restaurację w LA, która należała do nas. Jeśli tak, to mamy dwa lokale, w których moglibyśmy zrobić laboratorium narkotykowe w podziemiach. Jakoś musimy się utrzymać na rynku. Damy radę. Jeszcze kilka tygodni i odzyskamy wszystko.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz